Kobieta zawsze ma rację – to oczywiste. Osobiście, postanowiłam więc już dawno, nikomu nie udowadniać tego prostego faktu. Bywa jednak, że mężczyźni, prezentują inne zdanie. Co zrobić z tym podobnym delikwentem? Cóż, dla jego dobra i najszerzej pojętego bezpieczeństwa, najrozsądniej byłoby je zmienić. Mężczyzna winien ustąpić. Przytaknąć, pogłaskać… Wykuć na blachę słowa: „Tak kochanie”, „Dobrze Kochanie”, „Już biorę się do roboty Słoneczko”, „Masz rację Najdroższa!”, „Dla Ciebie wszystko!”… Nierealne powiecie? Wręcz przeciwnie. Zaręczam Wam, że u mnie w domu tak właśnie jest. Teraz zdradzę Wam dlaczego…
Już samo życie z samcem pod jednym dachem, wymaga nie lada wysiłku, odpowiedniej taktyki i starannego przygotowania, o przekonaniu go do swoich racji nie wspominając. Na szczęście dla nas, istnieją jednak sekretne metody naszych babek, po których wdrożeniu w praktyce, Wasze partnerskie życie, stanie się z dnia na dzień o wiele prostsze i spokojniejsze. Jakie? Na potrzeby własnej „praktyki” domowej, wyselekcjonowałam 3 najistotniejsze:
W zależności od tego, co konkretnie chcę osiągnąć, wybieram odpowiednią do sytuacji metodę działania. „Przymilanie” sprawdza się idealnie wówczas, gdy mam ochotę wyjść w miejsce, do którego partner nie ma najmniejszej ochoty się udać lub oddać się zajęciu, za którym nie przepada. To dobre wyjście, gdy planuję kupić coś nowego, albo przyznać się otwarcie do czegoś, co przeskrobałam. Staję się wówczas znacznie milsza, niż zwykle. Trzymam się również zasady: przez żołądek do serca – przygotowuję wtedy jego ulubione potrawy, piekę ciasta i przystrajam muffiny…
2. Chwal męża swego!
Ten sposób najbardziej sprawdza się, kiedy planuję istotne zmiany w ogrodzie lub w domu. Posiadam duży ogród i bardzo często zdarza mi się prosić męża o pomoc w różnego rodzaju pracach. Proszę więc grzecznie o skrzynki na kwiaty, pergole, podwyższone grządki, ozdoby i inne drobnostki. Zwykle, przed prośbą o kolejną pracę, chwalę jego poprzednie dzieła i robię to uczciwie. Doceniam mojego mężczyznę zarówno w relacji „sam na sam”, jak i większym gronie, przed i po wykonaniu mojego „zlecenia”. Tyle podzięki, za jedną małą przysługę? Jak mógłby mi odmówić?
3. Wchodzę na ambicje
Dość rzadko stosuję tę trzecią, ostatnią metodę. Właściwie, używam jej tylko w nagłych przypadkach. Na przykład wówczas, kiedy w domu coś uległo awarii, a ja pilnie proszę o zaradzenie sytuacji. Wiem, że potrafi, ale odmawia, bo brakuje mu motywacji. Wówczas proszę najczęściej, aby zatelefonował do tego kolegi – tego lub innego. W końcu kolega „zna się na tym lepiej”. Dzięki tej delikatnej manipulacji, w krótkim czasie osiągam swój cel. Stosuję ją także wówczas, gdy planuję kupić coś zupełnie niepotrzebnego, oczywiście jego zdaniem. Wymyślam wówczas bajeczkę o tym, kto już zdążył kupić sobie coś podobnego. Potem zaczynam żalić się że my, nie moglibyśmy sobie na to pozwolić, „w końcu mamy tyle ważniejszych wydatków”. Szybko okazuje się, że mąż nie widzi powodu, dla którego „mielibyśmy mieć się gorzej od innych” i sam proponuje zakup. Opieram się jeszcze przez jakiś czas, spoglądając na przedmiot maślanymi oczami, podczas gdy reguły mąż pakuje już „zdobycz” do wózka…
I tak, od 11 lat pomagam mężowi dokonywać trafnych wyborów. Polecam, sprawdzone!
Pozdrawiam,
Anna Guzior Rutyna
w Czerwionce-Leszczynach i Rybniku.