ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

 o nauce jężyków obcych kobbieciarniaZmotywować się do działania – któż nie ma tego problemu? Czytałam niedawno artykuł na ten temat. Jedna z porad autorki brzmiała: „Przypomnij sobie, po co to robisz.” No cóż – bywa, że pomaga… ale nie do końca. Czasami jeszcze czegoś brakuje. Wydaje mi się, że nie tylko cel musi być w miarę atrakcyjny, ale przydałoby się jeszcze urozmaicić drogę do jego osiągnięcia. A zwłaszcza znaleźć własną drogę do swojego celu.

Kiedy wybierałam się do liceum, moje otoczenie uznało, że wybór szkoły był „właściwy”, ze względu na to, że tam chodziła moja babcia, ciocia… itd. W nowej szkole trzeba było wybrać język obcy. Od najbliższej rodziny usłyszałam: „Wybierz niemiecki, będzie ci łatwiej. W końcu mama ci pomoże”. Ostatecznie, znalazłam się w klasie z francuskim, bo w niemieckojęzycznej nie było miejsc. Na początku nie podeszłam do tego faktu zbyt entuzjastycznie. Moja babcia, wręcz przeciwnie – w końcu ona też znała francuski.

Na szczęście trafiłam na dobrego nauczyciela. Pokochałam francuski, te dziwne dźwięki (jakże różne od niemieckich). Reguły gramatyczne i wyjątki! Mogłam się w nie zagłębiać godzinami. Pojechałam do Bretanii. Od drugiej klasy zapisałam się na poszerzony francuski. Chłonęłam stare podręczniki z lat 60-tych.

Ten język nie był już językiem babci i cioć. Był moim. To ja się go uczyłam, na swój własny sposób, odkrywałam go krok po kroku. Moja historia z językiem francuskim była inna niż babci. Dla mnie była przez to ciekawsza. Moja. Niepowtarzalna.

Wybrałam się na studia romanistyczne. Byłam na intensywnym kursie języka w Quebeku. Rok we Francji. Seanse kinowe, książki, wykłady, koledzy, podróże. Smakować francuski można było na 100 tysięcy sposobów! Tak, jak mi to odpowiadało. Droga do coraz głębszej jego znajomości była tak fascynująca, że już nigdy nie byłam w stanie z niej zejść.

Na studiach romanistycznych zdecydowałam się nauczyć kolejnego języka. Wybór padł na hiszpański. Nie, nie dlatego, że mi się podobał. Nie dlatego, że nie było innej możliwości. Była większa szansa na stypendium. Później żałowałam, że nie wzięłam włoskiego (pal sześć stypendium). Nie podobał mi się hiszpański, naprawdę.

Na drugim roku studiów, zaczęłam się trochę do niego przekonywać. Na trzecim, pojechałam na wymianę do Francji. A tam… poznałam grono przesympatycznych Hiszpanów, którzy mieszkali obok mnie, w tym samym akademiku. Dość szybko się okazało, że we Francji, zdarzało mi się w niektóre dni więcej rozmawiać po hiszpańsku niż po francusku!

Pokonałam barierę językową. Chłonęłam wykłady o Julio Cortázarze i innych pisarzach latynoamerykańskich. Poszłam na festiwal filmów hiszpańskojęzycznych. Moja droga do biegłości w hiszpańskim okazała się być niesłychanie ciekawa, tylko… potrzebowałam czasu, aby ją odkryć.

o nauce jężyków obcych kobbieciarniaA włoski? No cóż, parę lat po ukończeniu studiów, poszłam na kurs do szkoły językowej. Po pewnym czasie stwierdziłam, że go nie chcę kontynuować. Nie miałam czasu dla włoskiego, ukochanego francuskiego i córki równocześnie. Zrezygnowałam z tego pierwszego. Ale on, wrócił do mnie i tak, 9 lat później.

Prowadziłam w firmie korespondencję prawniczą po hiszpańsku. Byliśmy zespołem specjalistów, z różnymi językami. Koleżanka niedaleko mnie odbierała telefony po włosku. Mówiła bardzo głośno i wiele razy prowadziła rozmowę w podobny sposób. Po pewnym czasie znałam wyrażenia, których używała na pamięć.

Później się okazało, że prawnicy włoscy przesyłają tony listów, maili i koledzy z włoskiego zespołu nie są w stanie się z nimi wyrobić. Zaczęłam zaglądać do ich korespondencji. Rozumiałam ją bez problemu, pojedyncze słówka i wyrażenia sprawdzałam sobie w słowniku internetowym. Odpisywałam po angielsku. Z czasem przeszłam na włoski. Pierwszych parę wiadomości dałam do sprawdzenia koledze, potem pisałam już samodzielnie. Początkowo zajmowało mi to trzy razy więcej czasu niż innym, wszystko bardzo skrupulatnie sprawdzałam, poprawiałam, wysyłałam.

o nauce jężyków obcych kobbieciarniaPewnego dnia, jeden z prawników odpisał mi zwracając się do mnie „Gentile dottoressa”. Zaintrygowana, zapytałam kolegi, dlaczegóż to pan adwokat zakłada, że kiedykolwiek zrobiłam doktorat (poniekąd miło z jego strony, ale na jakiej podstawie)? Dowiedziałam się (od italianisty, co do którego zakładam, że wiedział, co mówi), że Włosi mogą się zwracać się w ten sposób do osób, które uważają za wykształcone. Mój włoski brzmiał „jak włoski osoby wykształconej”! Nie potrzebuję chyba mówić, jak niesłychanie motywujący był ten komplement.

Do czego zmierzam? Spotykam sporo osób, które chcą się nauczyć języka obcego, angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego lub jeszcze innego. Wśród nowych kursantów, zawsze pojawia się odsetek osób zniechęconych, którym nauka języka kojarzy się niemal wyłącznie z nudą, rutyną, udręką i wysiłkiem nieproporcjonalnym do osiąganych rezultatów.

Tak nie musi być! Systematyczność jest niezbędna, to prawda. Gramatyki nie ominiemy, to prawda. Ale można znaleźć własny sposób, własną drogę – inspirującego nauczyciela, ciekawe książki, audiobooki, materiały w Internecie, kluby językowe itp. tak, aby nauka stała się przyjemnością. Ważne, aby była to Twoja droga! Szlak przez który przejdziesz sam i odkryjesz – ćwicząc i rozwijając swoje umiejętności językowe. Tego właśnie życzę Ci z całego serca.

Pozdrawiam,

Irena Kolbuszewska

autorka bloga: Learn languages with confidence

- A word from our sposor -