Zastanawiam się, jak daleko jeszcze pójdzie świat? Czy cyfrowy matrix wkroczył już na dobre w nasze życie? Większość z Was na pewno słyszała o multimedialnej wystawie Van Gogh Alive, niektórzy być może mieli okazję ją obejrzeć. Organizatorzy reklamują wydarzenie jako zaprzeczenie nudnego, skostniałego świata muzeów i niepowtarzalną możliwość „odkrywania twórczości malarza z nieznanej dotąd perspektywy”.
No cóż… kiedy obcujemy z tym artystą? W którym momencie mamy możliwość odkrywania dzieł? Wszystko mamy przełożone na ekran. Czy naprawdę musimy wrzucać sztukę w monitory, obrabiać zdjęcia w photoshopie, widzieć się przez skype i rozmawiać przez facebook-a? Czy młodzież, dzieci, a nawet my sami, jesteśmy już tak „zcyfryzowani”, że świat realny jest dla nas zbyt nudny, blady i mały, abyśmy mogli się nim cieszyć? Gdzie nasza rzeczywistość?
Warszawska wystawa to nie jedyna taka na świecie i nie pierwsza. Powoli wszyscy próbują przetworzyć sztukę, naukę, technikę, literaturę etc w sposób najbardziej uproszczony, elektroniczny. Najsilniej zaskoczył (lub zirytował) mnie fakt, gdy zwiedzając chwilę temu Muzeum D’Orsay w Paryżu, turyści zamiast oglądać obrazy wiszące przed nimi, patrzyli w ekran swojego telefonu, by tam powiększać dzieła artystów i szukać pojedynczych pikseli. Co niektórzy nawet przez trzy sekundy nie podziwiali oryginału. Czy to normalne?
Dla mnie nie. Sztuka wymaga skupienia, jeśli chce się ją poznać. Wymaga spojrzenia na oryginał, jeśli chcemy poznać prawdziwe wymiary, a nie jego wyobrażenie. Do dziś pamiętam, jakim szokiem było dla mnie ujrzenie w zbiorach Luwru egipskiego skryby, rzeźby, którą omawialiśmy na zajęciach z historii sztuki starożytnej. Musicie sami się przekonać! Musicie spojrzeć na rzeźbę lub obraz, by ocenić ich prawdziwe kolory (niezakłamane przez monitory), fakturę, strukturę, nawet zapach. Wizyta w muzeum, zamku, galerii to wyróżnienie, dzięki któremu możemy stać się tym, który WIDZI a nie patrzy.
Nie mam nic przeciwko temu, by takie wystawy jak Van Gogh Alive powstawały, ale zniechęcenie przy tym ludzi do odwiedzania prawdziwych ośrodków kultury jest niewybaczalne. Czy wręcz schizofreniczna wizja prac, jaką mamy tu podaną, zachęci odwiedzających do wizyty w prawdziwym muzeum? Nie jestem przekonana.
Ludzie powinni korzystać z możliwości, jakie daje im obcowanie ze sztuką. Artysta tworzy dla odbiorców. Malują obrazy farbami, rzeźbią w marmurze, rysują piórem. Chcą, by ktoś je zobaczył i w jakiś sposób odniósł się do nich. Czy będziemy ograniczać się wyłącznie do reprodukcji tapet w laptopach i zdjęć w social mediach? Przerażający jest fakt, że większość dzieci jest tak bardzo uzależniona od modernistycznych sprzętów, iż prawdziwy świat jest po prostu dla nich nudny. Mówienie im, że są świetni oraz nowocześni, bo korzystają z urządzeń XXI wieku, jest krzywdą dla nich samych, i dla nas. Co będzie za kilkanaście lat? Możemy się kiedyś obudzić i stwierdzić, że filmy science – fiction są już rzeczywistością. Przestaną istnieć muzea, bo będą passe. Przestaną istnieć sztuki plastyczne, bo pojawi się sztuka cyfrowa. Przesadzam? Kiedy byliście na wernisażu? Kiedy zabraliście dziecko do Muzeum? Od nas samych zależy, jak postrzegać będziemy świat i jak przekażemy go następnym pokoleniom. Lepiej zachęcać je do poznawania prawdziwej sztuki, zamiast podawać im wszystko przetworzone przez cyfrowe piksele. Może pierwsza wizyta w muzeum okaże się prawdziwą przyjemnością, a nie obowiązkiem szkolnym?