Gdy pojawia się na świecie, okazuje się, że jest spełnieniem wszystkich Twoich marzeń i oczekiwań. Bezbronne, kruche i niewinne, perfekcyjne w każdym detalu, tylko Twoje, owoc miłości, remedium na błahostki, słońce, wokół którego wszystko nagle zaczyna się kręcić. Twoje dziecko- maleńki skarb, którego nie chcesz zmieniać, które jest lepszym odbiciem samej Ciebie.
Mija kilka miesięcy, zaczynasz spacerować ze swoim maleństwem w wózku, poznajesz inne mamy, odwiedzasz rodzinę podczas Świąt, zapraszasz przyjaciółki. Stało się, zaczyna się nieuchronne, zaczyna się coś, czego już nie powstrzymasz. LICYTACJE! Bo dziecko sąsiadki już się samo przewraca na brzuszek, bo dziecko szwagra trzyma główkę dużo wyżej, bo Twoja przyjaciółka miała więcej mleka, bo to, bo tamto… Byłaś taka szczęśliwa, żyłaś w dmuchanej bańce własnych wyobrażeń o Twoim dziecku i Twoim macierzyństwie, ale rzeczywistość jest brutalna: Twoje dziecko ma mnóstwo niedoskonałości, a Tobie wiele brakuje do dobrej matki.
Być może należysz do tych szczęśliwców, którzy mają to gdzieś (ja należę i należałam), a być może nastąpił ten moment, w którym nie chcesz mieć już do czynienia z żadną mamą, a rodzinnych spędów unikasz tak, jak kot psa. Licytacje wpędzają Cię w stres i zakłopotanie. Z bacznością obserwujesz własne maleństwo, dokładnie to samo, które z w dniu urodzenia było perfekcyjne. Obserwujesz i porównujesz, zastanawiasz się dlaczego nie robi jeszcze tego, co dziecko Józka lub dlaczego nie robi tego tak dobrze, jak dziecko Genowefy. Szperasz po internecie w poszukiwaniu dowodów na niedotlenie, umawiasz się z neurologiem, bo przecież jeśli dziecko płacze w nocy to nie jest to normalne, skoro dziecko Kunegundy tylko śpi i je, je i śpi. Obskakujesz pediatrów, ortopedów, neurologów, robisz badanie na alergie, ćwiczysz, rehabilitujesz, kombinujesz.
Przychodzi czas nauki chodzenia, dzieje się jeszcze gorzej. Choć w książkach piszą, że z reguły dzieci wstają na nóżki w 12,13 miesiącu, Ty sugerujesz się córką siostry, która chodzi już od 10 miesiąca życia. Oblewasz się rumieńcem, kiedy sąsiedzi z litością poklepują Cię po plecach, patrząc na Twoją pociechę wciąż wożącą się w wózku, znów pędzisz do pediatry, ale masz wrażenie, że lekarz nie podchodzi dość poważnie do Twojej sprawy. Pamiętaj: Twoje licytacje znalazły się dopiero na początku zjeżdżalni, jeszcze nawet się nie rozpędziły. Potem będą wyścigi na mówienie, odpieluszkowywanie, rysowanie, poczucie rytmu, a nawet ubrania i zabawki. To jest ostatni moment, żeby przeprogramować myślenie i zacząć od początku…
Odpowiedni początek był wtedy, gdy położna podała Ci w ramiona Twoją kruszynkę, kiedy zalała Cię fala miłości do tej malutkiej, idealnej osóbki. Nie było wtedy istotne, że jest sina i opuchnięta, że ma zniekształconą przez poród fizjologiczny główkę. Liczyło się tylko to jaka jest wspaniała i jaka upragniona. Nic się od tamtej pory nie zmieniło. Twoje dziecko dalej jest tą samą, perfekcyjną osóbką; nie ma znaczenia to, że jeszcze nie chodzi. Być może nadal raczkuje, ale mówi do Ciebie mama i śpiewnie gaworzy, dużo wyraźniej niż chodzący już syn sąsiadki. Dziecko to człowiek taki jak Ty, rozwija się własnym tempem i w różnych kierunkach. Każdy z nas ma inne zalety i inne talenty, inne predyspozycje. Jedni szybko uczą się języków, a inni w lot łapią matematykę, mało kto jest Leonardem Da Vinci, geniusze to naprawdę garstka społeczeństwa.
Jeśli w Twoim otoczeniu przeważają nieznośni licytatorzy, jedynym rozwiązaniem jest puszczanie mimo uszu ich przemądrzałych monologów. Jeśli ktoś ma potrzebę przechwalać się umiejętnościami własnej pociechy, być może odczuwa jakieś braki lub niespełnione ambicje we własnej osobie. Obawiam się, że dzieci tych osób w przyszłości cały swój wolny czas będą spędzać na zajęciach dodatkowych, a karierę mają już zaprogramowaną w głowie zatrwożonej mamy, przekonanej o wyjątkowości swojego dziecka.
Jeśli Twoja pociecha robi coś wolniej lub łapie później niż inne dzieci, to wcale nie oznacza, że jest w czymś słabsza. Być może nawet nie zauważyłaś ile rzeczy robi szybciej i lepiej od dzieci w piaskownicy. Ale żeby ten post miał sens, zdradzę Wam czego nie potrafi moje dziecko.
Melania nie potrafi:
– ładnie rysować (jej postacie wyglądają jak koślawe stworki z oczami tak ogromnymi, że nawet ufo mogłoby pozazdrościć, a serca uczymy się rysować od kilku miesięcy i dalej nie widzę nawet grama poprawy)
– napisać swojego imienia (wiem, że są dzieci w jej wieku, które to umieją)
– wypowiadać głoski r i sz
– wypowiadać głoski r i sz
– sama rozbujać się na huśtawce…
Myślę, że znalazłabym jeszcze wiele rzeczy, które teoretycznie, dzieci w wieku czterech lat potrafią, a moja córeczka robi to fatalnie lub w ogóle, ale ja naprawdę nie zaprzątam sobie tym głowy. Trwam w zachwycie nad tym, co umie robić naprawdę dobrze i ćwiczę z nią to, co uważam, że wymaga doskonalenia. Wiem, że mam w domu zdolne, kreatywne dziecko, które posiada najważniejszą zaletę pod słońcem: dobre serduszko. Myślę, że to wystarczy, bo nie ma lepszej pociechy, niż dziecko, które kocha Cię całym sercem i słucha nie dlatego, że się Ciebie boi, tylko dlatego, że robi to z miłości. Mamy, nie porównujmy więc, nie licytujmy, nie dyskwalifikujmy innych mam dlatego, że ich dzieci jeszcze nie chodzą lub sikają w pampersa. Każdy z nas jest inny, a jak zdolne są nasze dzieci będziemy mieli jeszcze czas weryfikować przez kilkanaście lat nauki.
To jak? Czego jeszcze nie potrafi Twoje dziecko?;)
Joanna Pomianowska-Dziekanowska
autorka loga: Z filiżanką kawy