ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

czy tożsamość jest ważna z filiżanką kawy kobbieciarnia
Kiedy ktoś mnie pyta skąd jestem, bez wahania odpowiadam „Pochodzę z Miechowa”. Bo choć siedem lat mieszkałam w Krakowie, rok w Zakopanem i cztery lata w Żywcu, to do końca życia będę Miechowianką – to tam się urodziłam i wychowałam.
Jestem szczęśliwą posiadaczką tożsamości, bo prócz tego, że jestem Polką, jestem też Małopolanką, a przede wszystkim Miechowianką. Być może wiele osób nawet nie ma pojęcia, jak ważne jest owo poczucie tożsamości pochodzeniowej; ja też nie miałam, dopóki nie zaczęłam studiować europeistyki, na której uświadomiono mi, jak ważne jest poczucie tożsamości.
Jestem szczęśliwcem, bo urodziłam się, mieszkałam i wychowałam w tym samym mieście, dzięki czemu wiem, co odpowiedzieć na pytanie: „skąd jesteś”. Co na takie pytanie dopowie moja córka? Tego niestety nie wiem…
Do refleksji nad tożsamością mojej córki skłoniła mnie rozmowa przy komunijnym stole w maju tego roku. Podczas wymiany zdań z komunijnymi gośćmi, padały hasła, zgodnie z którymi częste zmiany miejsce zamieszkania i otoczenia, dokładnie takie, jakie mają miejsce w naszym życiu, wpływają korzystnie na dziecko. Zaczęłam nad tym intensywnie myśleć. Odkąd porzuciliśmy koczowniczy tryb życia minęły tysiące lat i od dawien dawna człowiek szuka miejsca na ziemi, aby móc się w nim osiedlić. 
Własne miejsce, daje poczucie bezpieczeństwa, a to jest drugie z najważniejszych, zaraz po potrzebach fizjologicznych, pragnienie w piramidzie Maslowa. Moja córka urodziła się w Bielsku-Białej, niecałe cztery lata mieszkała w Żywcu i nie wiadomo jak długo przyjdzie jej mieszkać w Łodzi. Całym sercem chcę, żeby moja córka za kilkanaście lat na pytanie: skąd pochodzisz, umiała znaleźć odpowiedź, ale czy tak będzie, tego nie wiem… Ostatecznie za każdym razem pytana o to, będzie wywlekała kilkudaniową mini historię z życia, udowadniając, że jest po prostu Polką, bo przecież żadna z niej Żywczanka czy Łodzianka (chyba, że zostaniemy tu już do końca życia)…
Czy rzeczywiście koczowniczy styl życia jest taki dobry dla dzieci? Moja córka nie przeżyła traumatycznie tej przeprowadzki, choć nieraz wspomina ze smutkiem, że tęskni za ciocią Justynką, ostatnio nawet wspominała cukiernię Anię, do której bardzo często chodziliśmy. Była na szczęście w dosyć dobrym na takie zmiany wieku, bo nie zdążyła jeszcze nawiązać przyjaźni, a mieszkanie, które wynajmowaliśmy było brzydkie i mikroskopijne, więc to w Łodzi tak ją zachwyciło, że zaraz zapomniała o starych śmieciach.
Niemniej jednak przeprowadzka i zmiana miejsca zamieszkania zajmuje bardzo wysokie miejsce w czynnikach stresogennych i powodujących depresję, przez co osobiście – nikomu nie życzę, żeby tak jak my, wędrował z dobytkiem i dzieckiem po całej Polsce, stresując się czy znajdzie się miejsce w przedszkolu i jak dziecko się zaaklimatyzuje.
Kolejnym utrudnieniem takiego życia jest znaczna odległość od rodziny. Od samego początku byliśmy z mężem zdani tylko na siebie. Oczywiście była to gwarancja ekspresowego dojrzewania. Znam przecież wielu ludzi, którzy teoretycznie są na swoim, mają własne, nowo założone rodziny, ale nie mają pojęcia, jak to jest żyć tak, jak my.
czy tożsamość jest ważna z filiżanką kawy kobbieciarniaNiektórym ciężko jest nawet wyobrazić sobie to, że kiedy jestem chora, nikt nie przychodzi do nie zabrać dziecka choćby na godzinny spacer. Problematyczna w tej sytuacji staje się nawet tak banalna sprawa, jak termin w UP: niezmiennie chodziłam tam z dzieckiem i do tej pory pamiętam przedzieranie się zimą przez zaspy, z wózkiem (UP w Żywcu jest na końcu świata). Nierzadko dużo starsi od nas ludzie, zadają nam niedorzeczne pytania w stylu: „Czy Asia znalazła już pracę?” (przykład z minionych wakacji). Nie są w stanie wyobrazić sobie, że zwyczajnie nie mam co zrobić z dzieckiem, podczas wakacji, w miejscu, w którym dopiero co zamieszkałam. To jednak temat na zupełnie inny post, zapewne bardzo rozbudowany…
Przeprowadzka bywa po prostu nieunikniona. Czasem jest spełnieniem pragnień, często bierze się na nią kredyt. O ile przeprowadzka z mieszkania w bloku, na obrzeża miasta, do domku z ogrodem, może być dla całej rodziny niebywałym szczęściem, o tyle podróżowanie za pracą, wraz z całą rodziną i dobytkiem, szukanie mieszkań pod wynajem i ciągły niepokój „gdzie nas znowu poniesie”, trudno określić mianem przyjemności.
Jeśli kiedyś przyjdzie Ci do głowy, powiedzieć takim, jak my: „Ale Wam dobrze. Raz mieszkacie tu, raz tu…” – zastanów się czy chciałabyś nie mieć do pomocy dziadków, stracić wszystkie przyjaźnie i kontakt z bliskimi, wydawać krocie na przeprowadzki… Pomyśl, ile rzeczy musiałabyś ze sobą zabierać w każdą z podróży,  tylko po to, żeby w dalszym ciągu czuć się jak na walizkach? Czy naprawdę chciałabyś żeby Twoje dziecko co roku zmieniało przedszkole lub szkołę, a Ty co trzy lata wędrowała po kraju za pracą? Nie sądzę… No chyba, że te wszystkie trudy wynagrodziłyby Ci jakieś bajońskie pieniądze, ale w naszym przypadku to tylko mrzonki…
Joanna Pomianowska-Dziekanowska
autorka popularnego bloga parentingowego: zfilizankakawy.pl

- A word from our sposor -

Czy tożsamość jest ważna?