Miłość to wielkie namiętności, przyspieszone bicie serca i uczucia, które sprawiają, że nie myślimy o nikim i niczym innym, jak jedynie o naszym wybranku. To tylko jedna strona medalu.
Oprócz tych wszystkich magicznych, niezwykłych momentów, jest też zwykła-niezwykła codzienność, która wcale nie musi być tak szara, jak odruchowo ciśnie nam się to na usta, słysząc to słowo.
I w tej właśnie codzienności, miłość ukazuje swoje prawdziwe oblicze – to, które wymaga pracy, kompromisów i pewnego rodzaju wyrzeczeń. Dzielenie wspólnych obowiązków, pomoc przy domowych pracach, załatwieniach – to drugie oblicze miłości. I w tej kwestii możemy naprawdę wiele zrobić, by pokazać naszej drugiej połówce jak wiele dla nas znaczy.
Ostatnio w tej kwestii wpadło mi do głowy pewne hasło: doceniam, nie oceniam.
Niby zwykły, prosty rym, ale mimo że przyszedł mi na myśl już kilka miesięcy temu, jakoś ze mną pozostał. Wynika to z faktu, że jest zaskakująco trafny w swojej prostocie, a jednocześnie kryje w sobie naprawdę dobry przekaz.
DOCENIAM…
Uwielbiam być doceniania za to, co robię. Nie wiem czy to domena każdego człowieka, ale ja tak po prostu mam. Może to próżne, ale prawdziwe.
Nic nie cieszy mnie bardziej niż proste słowa „bardzo smaczne” usłyszane z ust mojego faceta po podaniu mu przygotowanego przeze mnie obiadu. Zwykłe słowa pochwały i uśmiech, są najlepszą nagrodą. Gotowanie to oczywiście tylko przykład.
Bardzo często nawzajem się doceniamy w różnych sprawach i to jest coś, co bardzo podoba mi się w naszym związku. Myślę, że naprawdę warto to naśladować. Tym bardziej, że powiedzenie „dziękuję” czy kilku innych miłych słów, naprawdę nie wymaga żadnego wysiłku – jedynie uwagi i zaangażowania, które pozwoli zauważyć te różne drobnostki.
NIE OCENIAM…
To druga ’zasada związku’, której staram się przestrzegać.
Nie krytykuj. Jeżeli prosisz o coś swoją drugą połówkę i ona wkłada wysiłek w to, aby ci pomóc, nigdy nie krytykuj jej pracy, a już broń Boże ostentacyjnie nie poprawiaj!Najbanalniejszy przykład to oczywiście domowe porządki. Prosisz ukochanego by poodkurzał, przychodzisz na miejsce 'zbrodni’, patrzysz na efekt i pierwsze co rzuca Ci się w oczy, to tumany kurzu w kącie pokoju. Tylko czy to naprawdę jest takie straszne?
Spokojnie, moim zdaniem nie ma sensu zwracać na to szczególnej uwagi. Nie ma chyba nic bardziej deprymującego niż krytyka z ust bliskiej osoby – nawet w tak błahych sprawach.
Jeżeli sama robisz coś lepiej i nie możesz przeżyć faktu, że zadanie nie zostanie wykonane perfekcyjnie, lepiej faktycznie zrób to sama. Ale nie poprawiaj i nie oceniaj tego, jak robi to ktoś inny. Po prostu odpuść.
Doceniam, nie oceniam. Od nowa każdego dnia.
Pozdrawiam, Justyna Zielińska
źródło: Happyholic.pl