W ramach dyskusji o racjonalnym podejściu do związku dwojga ludzi i prawidłowości podejmowanych w jego ramach życiowych wyborów, dość często stawia się pytanie – jak długo partnerzy powinni zwlekać z decyzją o małżeństwie? Czy wzięcie ślubu po zaledwie kilku miesiącach znajomości jest szaleństwem? Czy może większym przejawem obłędu jest pozostawanie w nieformalnym związku partnerskim przez długie lata i ewidentne narażanie „przechodzonej” w ten sposób relacji, na spadek temperatury uczuć na długo przed powiedzeniem sakramentalnego „tak”?
Pytania dotyczące minimalnego lub maksymalnego okresu pozostawania w nieformalnym związku, jaki poprzedzać winien decyzję dwojga partnerów o małżeństwie, z założenia wydają się być dość naiwne. Nie sposób bowiem uniknąć odpowiedzi, zgodnie z którą każda z relacji winna być rozpatrywana w sobie tylko właściwych kategoriach, a każda para – sama najlepiej zdefiniuje, w którym momencie uczucie jakie łączy dwojga ludzi, pozwala im na podjęcie „decyzji nieodwracalnych” (a przynajmniej co do zasady – nieodwracalnych).
Pytania te, choć nie do końca rozsądne, zadawane są przez narzeczeństwa nader często, uświadamiając jedynie badaczom tematu, iż statystyczni, długoterminowi partnerzy traktują czas który wspólnie przeżyli, jako synonim ilości, długości i jakości pracy, którą wykonali nad związkiem oraz traktując ten okres, jako niezbędny proces przejścia od etapu biologicznego pociągu i romantycznych uniesień do chwili, w której decyzja o pozostawaniu w związku z drugą stroną, staje się dla nich oficjalną deklaracją. Rozumowanie to nie zawsze pozostaje słuszne.
Odpowiedź na pytanie o zalecany czas związku, jaki poprzedzać winien decyzję o zawarciu małżeństwa, związana jest w istocie z banalną prawdą głoszącą, iż wszystko co warte w życiu osiągnięcia, wymaga odpowiedniego czasu oczekiwania. Słuszność wyżej wymienionych wniosków, zdają się potwierdzać w sposób jednoznaczny wyniki badań, przeprowadzonych przez amerykańskiego psychologa Waltera Mischela na grupie amerykańskich czterolatków.
Psycholog zaoferował grupie dzieci po jednej obfitej, żelowej piance dla każdego z nich. Obiecał im jednak, iż te spośród czterolatków, które powstrzymają się ze zjedzeniem pianki do końca eksperymentu (około 15-20 minut), otrzymają w nagrodę kolejną. Tylko niektóre z dzieci były w stanie zapanować nad pragnieniem natychmiastowego pochłonięcia pianki. Reszta nie będąc w stanie przeciwstawić się potrzebie zaspokojenia swych kubków smakowych, bez zawahania skonsumowała jedną z nich, godząc się z porażką. Mischel kontynuował badania na przestrzeni lat. Na podstawie zgromadzonych w tym okresie wyników stwierdził ostatecznie, iż osoby potrafiące powstrzymać się z realizacją swych pragnień i odczekać odpowiedni okres czasu po to, aby przystąpić do ich realizacji po powściągnięciu pierwszego impulsu do działania i nieco głębszej analizie swych zamierzeń – odnoszą w życiu większe sukcesy.
Przekładając więc powyższe, bezemocjonalne badania psychologiczne na analizowany przez nas problem „powściągania” natychmiastowej potrzeby sformalizowania relacji, wzbudzanej dla odmiany u zakochanych partnerów, poprzez nader emocjonalne poczucie przysłowiowych „motyli w brzuchu” – tak naprawdę powinniśmy zadać sobie proste pytanie: Czy chcemy zapewnić sobie zracjonalizowane, trwałe dostawy pysznych pianek do końca naszego życia, czy też wolimy uszczknąć w pośpiechu kawałek czegoś, co tę słodycz przypomina, po to by w niedługo potem zorientować się, że coś co mamy w ustach nie jest w istocie czymś, na co mieliśmy ochotę?
„Łatwo teoretyzować, trudniej wykonać” – powiecie zapewne. W końcu decyzję o małżeństwie w większości podejmują ludzie zakochani, unoszący się nad ziemią dzięki niewidocznej sile napędowej zwanej endorfinami. Jak racjonalizować zatem okresy oczekiwania na zawarcie związku małżeńskiego, w przypadku osób o tak irracjonalnym, bo rozkochanym do głębi – podejściu do partnera? Najłatwiej byłoby tu określić konkretny czasookres po którego upływie uznać można byłoby relację za psychologicznie i emocjonalnie dojrzałą do sformalizowania. Jaki to czas? – zapytacie.
Małżeństwa stawiane w roli ekspertów dziedziny prawidłowego pożycia, zdają się zapewniać, iż czasem niezbędnym dla wnikliwego poznania partnera i podjęcia odpowiedzialnej decyzji o sformalizowaniu związku pozostaje okres minimum dwóch lat. Psychologowie potwierdzają te teorie, twierdząc, że statystycznie okres ten pozwala partnerom na słuszne zapoznanie się ze sobą, odkrycie własnych pragnień, potrzeb, celów i słabości.
Nie sposób nie zauważyć jednak, iż dwuletnia relacja – innej dwuletniej relacji nierówna. Wiele zależy tu od charakteru ludzi tworzących związek, ich potrzeby zakotwiczenia się na stałe w danym środowisku, zaangażowania w układ partnerski z drugą osobą, a w szczególności częstotliwości spotkań i ilości czasu spędzonego przez partnerów w zalecanym im okresie przedmałżeńskim. Trudno przyjąć bowiem wniosek o tym, jakoby para widująca się jedynie w weekendy (np. ze względu na warunki zawodowe) i utrzymująca związek „na odległość” już po dwóch latach świadomie i rzetelnie zweryfikować mogła wszystkie „za” i „przeciw” zawarciu małżeństwa. Odwrotnie natomiast para zamieszkująca ze sobą przed ślubem, najpewniej zdolna będzie do określenia swoich preferencji w tym zakresie, po upływie znacznie krótszego od zalecanego czasu.
Część z Was czytając ten artykuł myśli zapewne „Minimum dwa lata? Co za bzdura! Moi rodzice/sąsiedzi/wujostwo wzięli ślub po zaledwie dwóch miesiącach i żyją ze sobą do teraz!” Istotnie, nie zaprzeczamy, iż zdarzają się i takie przypadki. Warto pamiętać jednak, iż najskuteczniejsi nawet psychologowie nie wskazują tu nigdy sztywnej bariery czasowej, której warto kurczowo trzymać się planując związek małżeński. Jedynym zaleceniem wynikającym z ich wypowiedzi jest tu bowiem zazwyczaj wskazówka, zgodnie z którą decyzję o ślubie winno przekładać się tak długo, jak długo partnerzy odczuwają wewnętrzne wrażenie, iż wiedzą o sobie nawzajem relatywnie mało.
Za przykład podaje się często związki w których jedno z partnerów przebywa na misji zbrojnej, z dala od domu i swojej drugiej połówki. Wyjazd ukochanej osoby w celach wojskowych, stanowi jedno z większych wyzwań emocjonalnych dla obojga partnerów. Oboje zdają sobie sprawę z codziennego ryzyka utraty ukochanego. Świadomość realnego zagrożenia, kompatybilnie powiązana z nikłą możliwością kontaktu sprawiają, że każde z nich idealizuje partnera przypisując mu przy tym cechy, którymi druga strona w rzeczywistości nijak się nie charakteryzuje. W przypadku tego rodzaju relacji, psychologowie zalecają odczekanie przez partnerów znacznie dłuższego niż dwa lata okresu narzeczeństwa. Chodzi więc o wyzbycie się fałszywych mechanizmów idealizacji i zastąpienie poczucia emocjonalnej troski wywołanej obawą o życie i zdrowie partnera – realnym zaangażowaniem w codzienne bycie z nim „tu i teraz”.
Oczywiście, że i w tych przypadkach zdarzają się tzw. strzały w dziesiątkę. W sytuacjach tych, partnerzy poznając się stopniowo dopiero w okresie następującym po dniu zawarcia związku małżeńskiego, przekonując się przy tym jednocześnie o prawidłowości podjętej uprzednio decyzji. Nie oszukujmy się jednak twierdząc, że to norma. Statystki wskazują bowiem nieubłaganie, na zgoła odmienne w tym zakresie wnioski.
Jak wynika z przeprowadzonych w tym zakresie badań – wydłużenie okresu oczekiwania na wymarzone wesele, statystycznie pozwala parom planującym sformalizowanie ich relacji – zminimalizować ryzyko rozczarowania i cieszyć się sukcesem w pełni świadomego wyboru, w czasie, kiedy słynne motyle już dawno odfrunęły.