Postaram się krótko. Nie będę streszczać tu mojego życiorysu, bo wtedy krótko na pewno by nie było. Chciałabym jedynie podzielić się z Wami własnymi przemyśleniami na temat tego, jak wiele podróżowanie zmieniło w moim życiu. Zawsze byłam trochę zwariowana, beztroska, nieświadoma konsekwencji swoich działań. W szarej codzienności – nieustannie brakowało mi „tego czegoś”, pewnej pasji, iskry, zajęcia, które mogłabym bez znużenia, wykonywać w nieskończoność. Jednym razem – nudziłam się czymś zbyt szybko, innym – zabierałam się za kilka rzeczy naraz, ostatecznie porzucając wszystkie, niedokończonymi. Nie wierzyłam, że mogę być w czymś na prawde dobra i osiągać prawdziwą satysfakcję z tego, co robię na co dzień. Młodość kojarzyla mi się wyłącznie z zabawą i beztroską. Taka też bylam. I nie sklamie ani trochę, uznając ostatecznie, że tak na serio – „serio, serio”, dojrzewać zaczęłam dopiero dzięki pierwszej podroży. Bo to ona pociągnęła za sobą kolejne…
Pierwszym kierunkiem podróży okazała się Malezja. Czas wylotu z kraju, zbiegł się w moim życiu osobistym z dość trudnym emocjonalnie okresem. Decyzja o wyjeździe była całkowicie spontaniczna. Dziś wydaje mi się, że w chwili jej podejmowania, prawie nie zdawałam sobie sprawy z tego, że w istocie lecę na dosłowny – „drugi koniec świata”. Na krańcu tym, czekać miała na mnie przyjaciółka. Czas lotu i wszystkich przesiadek spędziłam jednak samotnie. Zerowa na tamten czas znajomość języka angielskiego i jednorazowe zaledwie doświadczenie w lataniu, spowodowały, że podróż kosztowała mnie wiele stresu. Z niewiadomych powodów, czułam jednak, że to właśnie tego, naprawdę wtedy potrzebuję. Że to właśnie ten czas. Czas który wszystko zmieni. Miałam rację, w dalszym ciągu na wspomnienie o Malezji, uśmiecham się gdzieś wgłębi do samej siebie. Nie mam pojęcia, co tak naprawdę wydarzyło się ze mną w tym kraju. Wiem tylko, że do Polski wróciłam już inna, wrażliwsza. Wróciłam z pomysłem na siebie i z celami, wyraźnie wytyczonymi na kolejne miesiące. Ta podroż nauczyła mnie tolerancji wobec innych kultur, religii i ras. Nauczyła mnie pokory i tego, jak ważna jest niezależność. Nauczyła mnie też… angielskiego;) Wiedziałam już wówczas, że za rok odwiedzę Azje ponownie…
Kolejnym celem okazała się Tajlandia. Kraj całkowicie odmienny od Malezji. Różnic między nimi całe mnóstwo. rozpoczynając choćby od najoczywistszej – religii. W ciągu zaledwie 3 tygodni zdążyłam zobaczyć ogromną ilość bajkowych wręcz krajobrazów, poznać wielu ciekawych ludzi, a co najważniejsze – nabrać pewności siebie i poczucia bezpieczeństw na tym nieznanym mi wciąż kontynencie.
Po kolejnym, dość zawirowanym roku, zakupilam bilet w jedna stronę i… Polecialam! Tajlandia, Laos, Kambodza. Samotnie. Z dziennikiem i ulubioną ksiazką. Starałam się na nic nie nastawiać. „Jedyne”, czego oczekiwałam (choć dziś uważam, że to bardzo wiele), to nauczenie się bycia sam na sam – ze sobą. W efekcie – muszę przyznać, że ten wyjazd był moim najlepszym. Dziś już wiem – samotne podróże pasują mi najbardziej.

Miało być krotko! Przepraszam, ale trudno jest mi cokolwiek ominąć. Rzeczy, o których miałam napisać „w skrócie” były dla mnie wyjątkowo ważne. Dziękuję każdej osobie, którą spotkałam na drodze swej podróży! To od Was wszystkich nauczyłam się najwięcej! Nie mogę już doczekać się kolejnych. I kolejnych kroków podejmowanych w podróży przez moje własne życie:)

