Dzisiaj o jodze z innej perspektywy.
Jako joginka rozczytuję się w fachowej literaturze, wertuję różne, specjalistyczne czasopisma – zgłębiam dziedzinę bliską mojemu sercu. Swego czasu trafiłam jednak na pewną książka, która wywarła na mnie wyjątkowe wrażenie. To pozycja, która obfituje we fragmenty traktujące o jodze, sensie jej praktykowania oraz o tym, jak dzięki jodze, dotrzeć do swojego wnętrza.
Elizabeth Gilbert „Jedz, módl się, kochaj”.
To właśnie książka, do której wracam. Początkowo traktowałam ją jako historię kobiety po przejściach. Ot zwyczajna historia pogubionej i nieszczęśliwej istoty. Czytając ją jednak powtórnie, zaczęłam wyłapywać z niej życiowe prawdy, ciekawe cytaty… Zgłębiałam ją tak długo, aż wreszcie – stała się moim małym, prywatnym przewodnikiem.
„Joga to wysiłek podjęty w celu osobistego doświadczenia własnej boskości… To panowanie nad sobą i usilne odwracanie własnej uwagi od nieustannego rozpatrywania przeszłości, od ciągłego zamartwiania się o przyszłość, a skupienie się na znalezieniu sobie miejsca wiecznej obecności, z którego możemy niewzruszenie spoglądać na siebie i swoje otoczenie:.
I jak tu się nie zgodzić? Nasz problem polega na tym, że zbyt często wspominamy i żyjemy przeszłością. Przez to zamartwiamy się, jesteśmy niespokojni, nie potrafimy cieszyć się danym dniem, chwilą „która trwa”. Zamiast uśmiechu na twarzy, wolimy przywdziewać smutek, a nawet rozpacz. Zupełnie niepotrzebnie…
„Stop thinking, start living”…
Niektórzy powiedzą, łatwo powiedzieć. Fakt. Nikt nie mówił, że jest to proste. Ale możliwe! Wiem, że życie, dzień w dzień podsuwa nam mnóstwo zmartwień, ale z każdego, nawet najgorszego problemu da się znaleźć jakieś wyjście. Wystarczy słowo „problem” zamienić na słowo: „wyzwanie”. Nie od razu rozwiążemy problemy, ale gdy przestaniemy obsesyjnie o nich myśleć, rozwiązania znajdą się same. Jeśli zaś, dodamy do nich szczyptę czasu i praktyki własnej – okaże się, że nagle daliśmy radę!
„Chwila, która trwa…”
„Ciągle grzebiemy się w przeszłości albo wtykamy nos w przyszłość, rzadko natomiast przebywamy w chwili obecnej”. Żyjmy chwilą, jak najlepiej potrafimy i możemy. Truizm? Niekoniecznie! Joga to dla mnie właśnie przeżywanie „tu” i „teraz”. Gdy jestem na macie, istnieje tylko ona, ja i świeczki. Może więc pora przekonać się do praktyk, które pozwolą nam zwolnić, a wreszcie – zatrzymać się w miejscu i spojrzeć na wszystko z dystansu?
To, że „posiadamy więcej”, nie znaczy że jesteśmy szczęśliwsi?
Bogactwo nie jest miarą naszego szczęścia i dobrego samopoczucia. – kolejna życiowa prawda przedstawiona przez autorkę rzeczonej pozycji. Oczywiście – człowiek musi przeżyć, kupić jedzenie, ubrać się i ogrzać, ale czy naprawdę potrzeba nam kilkunastu tysięcy miesięcznie, kosztem własnego czasu i życia, aby poczuć się lepiej, tak prawdziwie?
„Widziałem indyjskich braminów jednocześnie żyjących i nieżyjących na tej ziemi, wzmocnionych bez żadnych umocnień i nie mających niczego, a jednocześnie posiadających bogactwo wszystkich ludzi…”
W rytmie bicia serca…
„Miejscem odpoczynku dla umysłu jest serce. Przez cały dzień umysł słyszy bicie dzwonów i hałas, i kłótnię i w końcu pragnie tylko spokoju. A jedynym miejscem, gdzie umysł może odnaleźć spokój, jest cisza panująca w sercu. Tam właśnie musisz się udać”.
Ze wszystkich złotych, najbardziej upodobałam sobie powyższą. Praktyka jogi to powolny proces – gdy jesteś na macie ważna jest tylko praktyka. Gdy cięgle o czymś myślisz, nie skupiasz się i nie wykonasz prawidłowo żadnej pozycji. Serce to emocje i troski; to smutki i rozterki. Gdy jednak opanujesz je i odnajdziesz spokój duszy oraz ciała, zaczniesz zauważać realne efekty swoich ćwiczeń.
Czym jest joga? Co mi daje? – zapytacie. Joga to czas spędzony z samą sobą – w moim ciele i umyśle. To dbałość o lepsze samopoczucie, własne zdrowie i samozadowolenie, bez nuty egoizmu.
Pozdrawiam,
Marta Grygiel
autorka bloga: Pozytywnie zakręcona joginka