Początek roku zbliża się nieubłaganie, a wraz z nim, narasta zapewne poczucie przerażenia mam świeżo upieczonych uczniów – dzieci z problemami dyslektycznymi czy popularną ostatnio dysortografią. Gdy chodziłam do szkoły, żadne z wyżej wymienionych schorzeń, nie uprawniało do ulgowego traktowania. Nie było mowy o głaskaniu po głowach, a zamiast papierka stwierdzającego wadę – nauczycieli interesowało tylko jak najszybsze wyzbycie się problemu. Sama nie cierpiałam z tych powodów, w swoim najbliższym otoczeniu miałam jednak dwie osoby które zmagały się z wyraźnymi problemami z literami oraz ortografią. Mowa tu o mojej przyjaciółce oraz członku rodziny. Ten ostatni jest obecnie dość wysoko sytuowanym w strukturach przedsiębiorstwa pracownikiem biurowym, a przyjaciółka? Uczy się kilku języków na raz i pisownia w żadnym (nawet ojczystym) języku, nie sprawia jej już najmniejszych problemów.
O cóż zatem właściwie chodzi? Czy warto coś z tym robić, skoro „samo przechodzi”? Po rozmowie z kilkoma bibliotekarkami lokalnej czytelni, wychodzi na to, że nie. Co najsmutniejsze, nie tyle nie wiedzą jak zadziałać, a zwyczajnie nie chcą nic z tym zrobić. Czy istnieje zatem niezawodny sposób na problemy dyslektyczne i ortograficzne?
Istnieje! To magiczne lekarstwo, które znajdziemy w niemal każdej szkole. Kwestią jest tu jedynie zaopatrzenie, choć szczęśliwie – jeszcze nie spotkałam się z biblioteką „zamkniętą” na sugestie co do tego, co kupić, aby powiększyć zbiory szkolnej biblioteki.
Drogie Mamy, czas zatem na wycieczkę. Do biblioteki…
Czego szukać? Za czym się rozglądać? Jak odnaleźć się pomiędzy tyloma książkami? I co najważniejsze – jak przekonać nasze dziecko do czytania? Aby nauczyć się postępować z dzieckiem tak, żeby nie zniechęcić go do czytania, warto poznać kilka prostych zasad opartych na wynikach badań społecznych dotyczących książek, jak i zwykłym, życiowym doświadczeniu.
Po pierwsze: zorientuj się w kanonie lektur na ten i najbliższy rok – podsuń te książki maluchowi jako coś ciekawego, aby później nie czuł się zmuszony do czytania w szkole „na komendę”. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że doceni wartość ofiarowanej mu dobrowolnie lektury.
Po drugie: nie wybieraj starych, zniszczonych książek – dziecko może je odebrać jako nieciekawe, przestarzałe i zbyt „dorosłe”, dla jego spragnionego kolorów umysłu.
Po trzecie: nie wybieraj tylko lektur! Na rynku jest przecież bardzo wiele ciekawych książek. Jeżeli nie znasz się na tym zupełnie, poproś o pomoc bibliotekarkę, znajomych lub po prostu poradź się wujka Google.
Po czwarte: obserwuj. Zwracaj uwagę na to, przy jakiej książce Twoje dziecko dobrze się bawiło, a która go znudziła. Pomoże Ci to określić jego gusta literackie (spokojnie, z czasem i tak się zmienią).
Po piąte: daj przykład. Umów się z dzieckiem, że codziennie przez 15-30 minut (dla dziecka to i tak ogrom czasu, dla Ciebie natomiast słuszna chwila na uspokojenie nerwów) będziecie wspólnie zasiadać do czytania. Ten patent sprawdza się u wielu rodzin, a do tego scala więzi przy dyskusjach na temat tego, co maluch aktualnie czyta.
Po szóste: pod żadnym pozorem nie popędzaj! Byłam świadkiem sytuacji, w której jedna z mama przesiadujących w bibliotece wypominała córce, że książkę o rozmiarze około 80 stron, czytała ponad 2 tygodnie. I co z tego? Dziewczynka dopiero składała literki – widziałam jak sylabizowała, czytając tytuły książek ustawionych na półce. Rzec można by zatem: „Całkiem ambitne dziecko!”. To, że Ty w 30 min przeczytasz aż 30 stron, nie znaczy, że Twoje dziecko winno dorównać Ci w wyniku. Jego możliwości wciąż się rozwijają, a każdy proces buduje się od zera. Wpieramy więc zamiast pospieszać.
Po siódme: nie odmawiaj. Jeśli dziecko poprosi, abyś wypożyczyła mu grubszą książkę, nie odmawiaj, a wypożycz. Pamiętaj, że biblioteki dziecięce zazwyczaj mają po kilka egzemplarzy jednej publikacji, a Ty zawsze możesz przedłużyć okres wypożyczenia (lub – jeśli spodoba mu się szczególnie, kupić upragnioną książkę za zawsze).
Po ósme: nie ograniczaj. Umówiliście się na 15-30 min dziennie, ale maluch chce więcej? Niech czyta! Dobrze mu to zrobi. Nie mówmy, że czytanie jest nudne, straszne, że to strata czasu – inaczej, nic nie skłoni go w przeszłości do zmiany nastawienia. Chce czytać zamiast się bawić? Ok, rozwija się teraz pod kątem intelektualnym.
Po dziewiąte: nie dawaj sprzecznych sygnałów. Pamiętaj, że jesteś dla niego wzorem i autorytetem – to czas, w którym to Ty=rodzic, wiesz wszystko najlepiej (minie szybciej niż myślisz, ciesz się więc póki możesz). Nie opowiadaj zatem, że książki to zło konieczne.
Po dziesiąte: nie przesadź! Pamiętaj, że bardzo łatwo jest przesadzić. Nie zmuszaj do czytania, gdy na prawdę nie ma na to ochoty, znasz swoje dziecko najlepiej, dopilnuj zatem, aby czytało określony czas, ale nie rób z tego kary!
Dlaczego dbałość o rozmiłowanie Twojego dziecka w samodzielnym czytaniu jest dla niego tak niezwykle ważna? To proste, czytając-zapamiętuje. Wspomniane zatem na wstępie problemy z ortografią, przy odpowiednio regularnej i intensywnej lekturze, z powodzeniem będą mogły odejść w zapomnienie.
Miłej lektury zatem!
Natalia Bachryj
Autorka vloga: KsiążkowaWeni