Według badań przeprowadzonych w ramach kampanii Mleko Mamy Rządzi w pierwszych dniach życia dziecka karmienie piersią rozpoczyna 98% kobiet. W 6 tygodniu karmi już tylko 46% mam. A do 9 miesiąca wytrzymuje zaledwie 17%. O ile odsetek dzieci karmionych piersią w późniejszych miesiącach wcale mnie nie zaskakuje (kobiety wracają do pracy, pokarm zanika, dziecko woli inne produkty itd.) o tyle ciekawi mnie dlaczego ilość kobiet karmiących w pierwszych dwóch miesiącach tak diametralnie się zmniejsza? To więcej niż połowa kobiet, które w ogóle rozpoczęły karmienie.
Wydawać by się mogło, że o karmieniu piersią i jego znaczeniu dla rozwoju dziecka wiemy już wszystko. Początki karmienia nie należą do łatwych. Zanim pierwszy raz go doświadczymy ciężko jest sobie wyobrazić to uczucie. Nikt też nie uprzedza nas o niedogodnościach karmienia. Lekarze, położne mówią tylko jakie to ważne. Reklamy pokazują jakie to cudowne. Dziecko samo się przystawia z uśmiechem na buzi. Rzeczywiście, z czasem tak jest.
Początki karmienia to jednak same niewiadome. Ból przy dostawianiu nie trwa długo, ale są jeszcze inne znaki zapytania takie jak chociażby długość karmienia, przykładowo. Czy dziecku wystarczy 5 minut czy 25? Czy zjadł w tym czasie 20ml, czy pół butelki? Co ile karmić? Co 3h, czy na żądanie? Skąd wiedzieć, że „żąda”? Wybudzać jak śpi czy nie? Wybudzać co 3 h, czy częściej? Te wszystkie wątpliwości sprawiają, że kobiety bardzo często sięgają po mleko zastępcze. Kupują „tak na wszelki wypadek, żeby było w domu.” Potem „dam mu, bo nie wiem czy się najadł”, „ja chyba nie mam pokarmu” itd.
Rzadko który lekarz mówi o tym, że ok 3 i 6 tygodnia pojawia się tzw. kryzys laktacyjny. Pokarm zmienia wtedy swoją jakość i kobieta może odczuwać to jako jego brak. W końcu też, gdy dziecko regularnie dokarmiane jest butelką, pokarm naprawdę zaczyna zanikać, ponieważ dostosowuje się do potrzeb. To trochę jak samo nakręcająca się spirala. Dokarmiam, bo chyba nie mam, aż w końcu nie mam, bo dokarmiam.
Wszystkie te niewiadome na początku macierzyństwa mogą przerastać. W pierwszych dniach życia dziecka przejmujemy się każdą małą krostką, plamką, kupą, albo jej brakiem. Martwi nas ból brzuszka, kolki. Jest tego sporo. Ilość problemów narasta, a my chcemy być mamami na medal i sprostać wszystkim problemom. A gdy do tego dochodzi tak ważna rzecz jak karmienie… można się poddać.
Kiedy nie mamy przy sobie kogoś, kto pomoże nam w tych początkach, gdy nie odczuwamy wsparcia i determinacji, że koniecznie chcemy karmić piersią, łatwo jest zrezygnować. Wybrać prostszą drogę. Podając butelkę wiemy chociaż ile dziecko zjadło. Wiemy, że się najadło lub nie. Nie musimy się martwic o to co jemy, ani o to, że może to zaszkodzić dziecku. Zero diety! Pizzo witaj!
Kobiety często rezygnują z karmienia z powodu niewiedzy, z braku dostępu do rzetelnej informacji. Bywa również, że z powodu braku wiary w siebie lub z przerażenia nową sytuacją – nie zaś dlatego, że zwyczajnie „nie chcą”… Zdarza się, że położne środowiskowe, które przychodzą w pierwszych dniach po narodzinach, prezentują zbyt małą wiedzę na temat karmienia malucha, bywa, że zdecydowanie za małą wagę przykładają do tej kwestii. Młodym mamom brakuje spotkań z doradcą laktacyjnym – kimś kto spokojnie odpowie na wszelkie pytania, wesprze i zachęci. Przekona, że warto. Pokaże, że karmienie piersią może być łatwe.
Oczywiście są też kobiety, które nie karmią, bo nie chcą. Nie czują takiej potrzeby, nie odnajdują się w tym. Czasem nawet nie próbują. I dobrze, bo jeśli miały by to robić wbrew sobie, lepiej, że nie karmią. Najważniejsze to postępować zgodnie z własnym sumieniem, a nie nakazami innych. Zgodnie z maksymą „szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko” macierzyństwo nie ma być pasmem poświęceń. Myślę jednak, że gdyby na starcie znalazł się ktoś, kto pomaga im w trudnych początkach, odsetek kobiet, które rezygnują z karmienia w pierwszych tygodniach byłby zdecydowanie mniejszy.
Pozdrawiam,
Zuzanna Piórkowska
Autorka bloga: Huston, mamy dziecko!