Single są wśród nas. Niezależni, wyzwoleni – wyznawcy życia w pojedynkę. Obecnie nie wzbudzają już takich emocji, jak kilkanaście lat temu. Dziś, coraz częściej wzbudzają zazdrość…
Trudno mi zaakceptować panującą modę na życie bez partnera. W swoim biurze Swatki, każdego dnia spotykam singli, słucham historii z ich życia. Zwykle, przed światem, noszą maski zadowolenia i obojętności. Przed bliskimi udają, że „tak im dobrze” i nikomu nic do tego. Będąc w pojedynkę mają czas i chęci realizowania własnym marzeń i ambicji, a do szczęścia wystarcza im solidny trening cardio i koktajl z jarmużu.
Przekraczając próg mojego biura, zostawiają jednak na zewnątrz „Singla”, a przede mną stają już jako „samotny człowiek”. Ten, co to pragnie bliskości drugiego człowieka i najzwyczajniej w świecie, chce kochać i być kochanym…
Bywa, że marzy o dzieciach, sakramentalnym „tak”, psie i wypadach za miasto. Kredycie hipotecznym na dom, lodówce pełnej jedzenia i stosie naczyń do zmywania. Nie wykluczam, że gdzieś tam, żyją szczęśliwi „Single”. Problem w tym, że ja, tych prawdziwie szczęśliwych, jeszcze nie spotkałam…
„Ambitny Marek”
Życie nie zawsze jest takim, jakby się tego chciało. U Marka ta zasada nie obowiązywała. Od najmłodszych lat, wiedział czego chce i zmierzał do określonego celu. Ukończył szkołę podstawową, później średnią, z wyróżnieniem, studia na kilku kierunkach. Dokształcał się, kończył kolejne kursy. W wieku 39 lat osiągnął prawie wszystko. Kierownicze stanowisko, nowy samochód, duży dom w mieście, kilka mieszkań, domek w górach. Zwiedził połowę świata. Był dumny z własnych dokonań. W drodze na szczyt, mijał tych, których plany, z pozoru spełzły na panewce.
Oglądał więc huczne śluby i jeszcze huczniejsze rozwody. Bardzo długo odpowiadało mu takie życie. Wypady z kumplami na piwo, kobiety na jedną noc, bez zobowiązań.
Rzecz przedstawiała się bajecznie, do czasu, kiedy Marek nie stracił rodziców. Zupełnie nieoczekiwanie spadł na niego grom z jasnego nieba. Poczuł, że został całkiem sam. Gdyby zachorował, zaniemógł, potrzebował czyjegoś wsparcia i opieki, nie zainteresowałby się jego losem, nawet pies z kulawą nogą. Z pewnością ktoś kupiłby mu leki, lekarz przyjechałby na prywatną wizytę do domu, pani Agnieszka (którą zatrudniał od lat) ugotowałaby mu pyszny rosół i zmieniła pościel. Pracownicy z firmy zadzwoniliby z fałszywą troską o zdrowie przełożonego. Ale kto zadbałby o niego tak naprawdę? Przed kim zostałby zwyczajnym Markiem, a nie „Panem Prezesem”?
Niezdecydowana Monika
Monika, podobnie jak Marek wybrała życie w pojedynkę. Pochodziła z wielodzietnej rodziny, w której nigdy się nie przelewało. Ojciec alkoholik, pracownik huty, matka gospodyni domowa, obarczona gromadką dzieci. Ileż to razy marzyła, aby wyrwać się z tego piekła. Jak mantrę powtarzała, że nie skończy jak jej matka. Nie skończyła.
Przez lata odrzucała wszystkie propozycje matrymonialne z politowaniem patrzyła na siostry, koleżanki klepiące biedę i wegetujące przy egoistycznych mężulkach. Jej się udało – została nauczycielką. Kupiła mieszkanie i samochód (na kredyt, ale zawsze), była dumną posiadaczką idealnego ciała; była sobą. Przełom nastąpił w dniu jej 40 urodzin, sama nie wiedziała dlaczego.
Jak zwykle zwaliła się cała rodzina, jedynym wyjątkiem był on – Maciek facet, którego odrzuciła 15 lat wcześniej. Przyszedł z jej kuzynką Anką. Przez ułamek sekundy Monika zaznała czegoś w rodzaju zazdrości. Tylko nie mogła zrozumieć czy była zazdrosna o Maćka, ciąże Anki czy o coś jeszcze innego? Po wyjściu ostatniego gościa, pierwszy raz w życiu poczuła się samotna. Siedziała na kanapie sącząc wino, a bezwolne łzy spływały po jej policzkach.
Nadszedł czas na rozliczenie się z przeszłością i spojrzenie w przyszłość. Oto skończyła 40 lat i nadal była dziewicą. Nikt o tym nie wiedział, koleżankom opowiadała wymyślone historie o przystojnych kochankach, których zmieniała co jakiś czas. One, zazdrościły jej odwagi i niezależności. Gdyby tylko znały prawdę. W oczach ludzi była szczęśliwą Singielką; w swoich własnych również. Aż do dziś. Zrozumiała, że dosyć już ma takiego życia. Zapragnęła zmiany, męża, dziecka. Rozstępów po ciąży, brudnych pieluch, słowa mamo od małej kruszynki.
Babcia Irka
Poświęcenie towarzyszyło Irenie przez 60 lat. Od dziecka zajmowała się innymi. Pilnowała rodzeństwa, pomagała w pracach domowych. Szybko wyszła za mąż za sąsiada starszego o 10 lat. Już po roku na świat przyszedł jej pierworodny – Marcin, później rodziła jeszcze 5 razy. Żyła od porodu do porodu, sprzątania, gotowania. Mąż pracował zawodowo, był urzędnikiem. Jak na tamte czasy, żyli w luksusie, mieszkanie, samochód, wczasy. Nie mogła narzekać.
O pierwszej zdradzie dowiedziała się od znajomej. Było to tuż po narodzinach trzeciego dziecka. Przemilczała… nie powiedziała nikomu. Próbowała wybaczyć. O kolejnych, donosił już sam mąż. Stał się arogancki, chamski. Przestali ze sobą sypiać. Żyli jak pies z kotem, pod jednym dachem – i to jednak, Irena przeczekała. Dzieci dorosły, wyprowadziły się z domu, a jej mąż, zmarł na zawał serca. Poczuła ulgę. Nie uroniła ani jednej łzy.
Próbowała na pogrzebie, ale nic z tego. Nie nosiła żałoby, sprzedała mieszkanie, przeniosła się do innego miasta. Chciała zapomnieć, chciała żyć. Zapisała się na Uniwersytet III Wieku. Jeździła na prywatne sanatoria, wieczorki, zapisywała się na rozmaite kółka zainteresowań. Trwało to pięć lat. Cieszyła się z wolności. Do czasu, gdy zrozumiała, że nic jej już nie cieszy. Pogrzeby bliskich, znajomych, na które chodziła coraz częściej uświadomiły jej tę pustkę tym boleśniej. Jesienią życia, zapragnęła bliskości i przyjaźni. Porozrzucanych skarpet i niezamkniętej deski sedesowej, posiłków we dwoje, orgazmu i herbaty do łóżka.
Istnieje milion powodów dla których ludzie podejmują decyzję o życiu w pojedynkę. Część z nich wychodzi z założenia, że lepiej tak, niż w toksycznym związku, pełnym bólu i rozczarowań. Inni, czynią to z lęku przed nieszczęśliwą miłością, ograniczoną wolnością, biedą czy odrzuceniem.
Niezależnie od motywu takiego postępowania, jest to świadoma decyzja tylko tej osoby. Natura szybko jednak upomina się o swoje – człowiek jest tylko człowiekiem, stworzeniem z krwi i kości, wyposażonym w gorące serce, przygotowane do miłości. To ostatnie walczy z rozumem, który boi się porażki oraz odrzucenia. W ten oto sposób, Singiel wpada w pułapkę zwaną samotnością.