ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Z FILIŻANKĄ KAWY JOANNA POMIANOWSKA KOBBIECIARNIA

Byłam na pierwszym roku studiów magisterskich, świeżo po sesji zimowej, kiedy dowiedziałam się, że jestem w piątym tygodniu ciąży. Kiedy już cała nasza rodzina została poinformowana o tym fakcie, kiedy łzy radości u jednych, a rozpaczy u innych obeschły, usłyszałam od „pewnej osoby”, że „inna osoba” (i dla jasności mówimy tu o bliskiej rodzinie) powiedziała, że „W życiu nie pozwoliłaby na to, aby jej dzieci tak jak my, zmarnowały sobie ciążą życie i karierę”.

Abstrahując od przekonań religijnych, rozważań za i przeciw aborcji, adopcji czy też wszelkich innych kwestii, które mogła mieć na myśli osoba, rzekomo wypowiadająca te słowa – bez wątpienia poruszyła ona bardzo ważną kwestię.

O ile kariera mojego męża dzięki tej właśnie ciąży paradoksalnie bardzo przyspieszyła (bo zamiast po zajęciach i „laborkach” sączyć piwo w barze z kolegami, poszedł do pracy, po to aby w wieku 27 lat znaleźć się na kierowniczym stanowisku), o tyle moja kariera nie tyle stanęła w miejscu, co zwyczajnie się cofnęła.

Patrząc z tej perspektywy, słowa które usłyszałam były prawdziwe i gdybym usunęła ciążę czy zrobiła cokolwiek, co wspomniana pani miała na myśli, przepowiadając rychły upadek mej kariery, pewnie byłabym teraz…No właśnie, kim ja bym teraz była?

Z FILIŻANKĄ KAWY JOANNA POMIANOWSKA KOBBIECIARNIA

Patrząc na większość moich koleżanek byłabym teraz singielką i korpoludkiem. Siedziałabym sobie w pracy od godziny 9 do 17 i zarabiałabym niezłe pieniądze. Pewnie mieszkałbym w Krakowie, a z tych pieniędzy mogłabym zrobić niezły użytek: począwszy od wynajmowania pokoju jedynki, po wyjścia na kawę z koleżankami. Wstawałbym o 7 (bo Kraków czy inne duże miasto jakoś przejechać trzeba) – nieco wcześniej niż wstaję aktualnie, malowałabym się i stroiła, a potem jechała do pracy, siedziała w swoim boksie i jak maszynka ciurkała na klawiaturze. Wracałabym już do domu wieczorową porą, czasem umówiłabym się ze znajomą, może nawet z jakimś facetem, który tak jak ja – nie byłby aktualnie zajęty (choć wedle prawdy toaletowej, wiadomo jaki by był, skoro nie byłby zajęty…).

Ja być może byłabym szczęśliwa, miałabym czas i pieniądze na kosmetyczkę, może nawet byłoby mnie stać, aby raz na jakiś czas kupić ciuchy z nowej kolekcji, ba, może nawet wzięłabym kredyt na kawalerkę na 30 lat.

Taką oto fantastyczną karierę zmarnowałam. Karierę singielki robiącą papierki w korporacji, mającą kredyt na lat 30 lub wynajmującą pokój w mieszkaniu z innymi studentami czy pracującymi.

Czy patrząc na moje koleżanki czuję się gorsza, czuję że coś zmarnowałam? Niekoniecznie. Czasem sobie myślę, ale im fajnie, świetnie wyglądają, są spełnione, wydają się szczęśliwe, ale bądźmy ze sobą szczere – ile JA bym tak wytrzymała? Nie wyobrażam sobie w tym wieku bawić się w grafiki sprzątania i denerwować czy tej nocy będę spała, bo ktoś wróci i będzie hałasował o 4 nad ranem. Nie wyobrażam sobie być korporacyjnym gryzipiórkiem i dokładnie każdy kto mnie zna, potwierdza, że „się do tej pracy zwyczajnie nie nadaję”. No i jak długo fajnie jest byś samym? Super jest mieć koleżanki, z którymi można iść na babskie pogaduchy. Jak urodziłam Melanię bardzo mi tego brakowało. Dziś jednak okazało się, że większość przyjaźni z przeszłości, i tak rozpierzchło się po całym niemal świecie. W takim czy innym razie, zmuszona byłabym więc do poszukiwania nowych pobratymców.

Koleżanki są super i… babskie wypady są super. „Super” – jako dodatek. Fajnie jest wrócić do domu, w którym ktoś na Ciebie czeka, a jeszcze lepiej, gdy jedna z tych osób rzuci się na Ciebie i obślini Ci cały makijaż, a druga zrobi Ci masaż stóp wieczorem, podczas wspólnego oglądania serialu (tak, mój mąż codziennie tak robi).

Czy coś zmarnowałam? Myślę, że tak, na pewno „coś” zmarnowałam. Podobnie jak „coś” zmarnowały dziewczyny, którym nie udało się znaleźć fajnego faceta i zajść w ciążę zanim skończyły 25-26 lat. Czy to oznacza, że drogi mamy zamknięte? Jasne, że nie. Dziś przyszedł mój czas na zrobienie „kariery”- może nawet korpokariery (która nigdy dla mnie karierą nie będzie, chyba że mnie awansują na prezeskę). A wszystkie spełnione zawodowo singielki? Mają jeszcze czas, żeby znaleźć fajnego faceta i założyć rodzinę.

Czy można więc rozpatrywać w ogóle tego rodzaju życiowe wybory, jako „marnowanie sobie życia” w jakimkolwiek sensie? Jak można mówić, że cokolwiek zmarnowałam, skoro mam wspaniałą rodzinę, jestem nie najgorszą matką i staram się rozwijać. Jak można mówić, że moja koleżanka zmarnowała cokolwiek, skoro sama się utrzymuje, dobrze zarabia, jest samodzielna i spełniona zawodowo? Czy któraś z nas rzeczywiście coś zmarnowała?

Z FILIŻANKĄ KAWY JOANNA POMIANOWSKA KOBBIECIARNIA

Joanna Pomianowska-Dziekanowska z Melanie’s Fashion blog

Źródło: zfilizankawy.pl

- A word from our sposor -