
Wiem, że kobiety przeżywają ciężkie chwile kiedy ich brzuchy po 9 miesiącach wysiłku wyglądają, jak balon, z którego uszło powietrze. Rozumiem to w pełni. Zanim zaszłam w ciążę, sama czułam się ze sobą źle i nie myślałam o sobie, jako o atrakcyjnej kobiecie. Paradoksalnie, po urodzeniu Melanii byłam dla siebie coraz bardziej wyrozumiała. Być może to przez wzgląd na szybki powrót do formy, być może szybki kurs dorastania – sama nie wiem. Stało się, i samodzielnie wyretuszowałam głowę z bzdur i bredni wpajanych mi przez lata.
Nie ma ludzi idealnych, nie ma idealnych brzuchów. Nie ma też wzorca, który stanowiłby o tym, co jest piękne, a co brzydkie – każdy z nas jest inny i inne mamy gusta. W średniowieczu panował okres, w którym ideałem kobiety była niewiasta o drobnej figurze z zaokrąglonym, jak ciążowy, brzuszkiem i małymi piersiami (kojarzycie obraz Jana van Eycka „Małżeństwo Arnolfinich”?). Był też okres kształtów rubensowskich. Była niezdrowo wychudzona Twiggy, aż w końcu przyszła kolej na Kim Kardashian. Nie ma takiej kobiety i takiej figury, która będzie się podobać wszystkim, bez wyjątku i nie ma takiego mężczyzny, który zostanie uznany za przystojniaka przez wszystkie kobiety na ziemi. Tak już jest i zawsze tak będzie, choćby media „skichały się” z wysiłku nad lansowaniem jednolitych wzorców – nic z tego.
Kluczem do pokochania siebie jest zdanie sobie sprawy z tego, że różnorodność jest dobra i naturalna. I nie ma czegoś takiego, jak obiektywne piękno. Kluczem do pokochania siebie jest nieoddzielanie umysłu i uczuć, od ciała; traktowanie powyższych, jako idealnej spójności i wyrażanie swojemu ciału wdzięczności za to, że dzięki niemu tyle „możemy”. Ciało nie jest rozbite na sflaczały brzuch, za szerokie biodra, płaski biust czy krzywe nogi. Ciało to jedność, najpewniej proporcjonalna jedność, która daje nam cudowne możliwości: wspinaczki, tańca, podróżowania, zwiedzania, uczenia się, dotykania…
Ciało kobiet ma jeszcze jedną cudowną, magiczną wręcz moc: potrafi dawać życie. I niezależnie od tego, w jakim kształcie pozostanie ciało po wydaniu na świat nowego życia, liczy się to, że dało początek czemuś wspaniałemu. Tchnęło nadzieję, przyniosło radość i ukojenie. To wartości nie do przeceniania, kwestie które nie sposób oceniać pod kątem jędrności i braku rozstępów. Taka ocena odziera cud narodzin, z jego nadprzyrodzonych mocy i sprowadza go wyłącznie do przyziemnych przymiotów.
Ciało kobiety, która wydała na świat nowe życie – nową siłę, moc – która może zmienić wszystko, zasługuje na specjalne względy i ogromny szacunek. Trud noszenia pod sercem nowej istoty, miliony zmartwień kłębiących się w głowie, nieprzespane noce i wszystko to, co przeżyła każda z nas w początkach macierzyństwa, rysują się na naszych twarzach siateczką zmarszczek, a na naszych brzuchach i piersiach – bliznami rozstępów. Wszystkie razem, stanowią nie tylko historię miłości i oddania, ale też swoiste trofeum, które z dumą powinnyśmy prezentować światu. Każda nowa zmarszczka po setnej już nieprzespanej nocy, kolejna blizna po cesarce, to dowód miłości, a czy jest w życiu coś ważniejszego?
Kiedy spojrzysz na siebie w lustrze z niesmakiem lun z zazdrością wodzić będziesz wzrokiem za jędrnymi dwudziestkami, pomyśl czy nie odzierasz wówczas swojego, wielkiego sukcesu; niezmierzonego oddania i niezwykłego poświęcenia – z magicznej otoczki, jaką pozostaje cud macierzyństwa.
Jesteśmy mamami i niezależnie od tego, jak wyglądają nasze brzuchy i jak mocno poszerzyły się nasze biodra po porodzie, posiadamy coś, czego nikt nam nie odbierze i żaden facet, ani żadna bezdzietna kobieta nie pojmie. Wiemy już jak wielką siłę posiadamy, ile jesteśmy w stanie znieść i jak, każdy problem wydaje się nam malutki w obliczu strachu o własne dziecko. To błogosławieństwo. Błogosławieństwo odkrycia, jak wiele spraw to bzdury. Spraw, które zatruwają umysły tych, którzy nie przeżyli tak wiele jak my. Spraw, które kiedyś, i nam zatruwały głowę, dziś – stając się jedynie śmieszną błahostką. Macierzyństwo – tyle przed nami odkryło i tak wiele nam dało. Jak można więc sprowadzać je do poziomu jędrności pociążowego brzucha czy rozstępów na piersiach? Ten sam brzuch, wart wiele więcej niż ten wcześniejszy, płaski, wyćwiczony, który z dumą prezentowałyśmy na plaży. Tamten, nie miał żadnej historii. Obecny, choć nieidealny – stanowi twardy dowód bezgranicznej miłości.
***
Wyretuszować można teraz wszystko, a photoshop w jednej minucie zrobi z Ciebie gwiazdę. Przyjęło się, że pokazywać warto tylko to, co wygładzone i podrasowane. Nawet w grupach dla fotografów amatorów, prezentuje się wyłącznie zdjęcia „poprawionych kobiet” – inaczej autora od razu spotkałby grad komentarzy na temat niewygładzonego cellulitu, otwartych porów skóry itp. Ktoś zrobił nam sieczkę w głowach i najwyższa pora to zmienić. Kiedy więc dowiedziałam się o letniej akcji społecznej „Mamy brzuszek„, wiedziałam że muszę w niej uczestniczyć. Wszystko co promuje prawdę, zasługuje na wsparcie, dlatego my, MAMY – powinnyśmy wspierać wszystko co, nie zakłamuje macierzyństwa i może pomóc nam przyjąć fakty takimi, jakimi są, bez pędzla photoshopa.