ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Autorka bloga: Włochy okiem blondynki. Prywatnie – wielka pasjonatka Włoch i wszystkiego, co… włoskie. Uwielbia podróże w stylu slow, szczególne te, w kierunku europejskiego „buta”. To jednak nie jedyny, ukochany kierunek blogerki. Jej druga, prawdziwa miłość to Bałkany. Jak sama mówi o sobie – pozostaje otwarta na nowe przygody, ludzi i poznawanie świata. Jej wyjątkowe wpisy okraszone zdjęciami pięknej Italii, przenoszą nad słoneczny basen Morza Śródziemnego nawet pośrodku polskiej, zimowej zawieruchy. W Kalejdoskopie Kobiet KoBBieciarni, postaramy dziś dowiedzieć się, skąd u typowej słowianki, tak silnie zakorzeniona miłość do Śródziemnomorskich wrażeń…

KoBBieciarnia: Pamiętasz jeszcze swoją pierwszą podróż do Włoch?
Kasia Amanowicz:
O wyjeździe do Włoch marzyłam odkąd sięgam pamięcią. Śmieję się czesem, że wszystko zaczęło się od piosenek włoskiego zespołu Piccolo Coro dell’Antoniano, które uwielbiałam w dzieciństwie. Na pierwszą podróż do Włoch, mogłam pozwolić sobie jednak dopiero kilka lat temu. Pamiętam przyśpieszone bicie serca na myśl, że moje marzenie w końcu się ziści, że w końcu zobaczę na własne oczy, wszystkie fantastyczne miejsca, o których dotąd tylko marzyłam…

Odwiedziłam wówczas Rzym, Pizę i Wenecję. Czułam się jak dziecko w sklepie zabawkowym. To był niezwykle intensywny tydzień zwiedzania. Chciałam chłonąć jak najwięcej. Nie przeszkadzały mi upały i tłok turystów w największych atrakcjach poszczególnych miast. Może dlatego, że poza najważniejszymi zabytkami lubię zwiedzać Włochy, bez mapy. Lubię gubić się między uliczkami i podglądać w ten sposób życie tubylców, odkrywać nowe, fascynujące rzeczy. Już wówczas, za pierwszym razem – zrozumiałam, że Włochy to mój drugi dom. Czułam się niezwykle, a wracając do Polski, planowałam co zobaczę przy kolejnej podróży w to miejsce. O to, czy powrócę do Włoch, nie musiałam się obawiać. Byłam pewna, że odnalazłam swoje miejsce na Ziemi. Od tego czasu, staram się bywać na Półwyspie regularnie. Odwiedzam swoje ulubione okolice, ale wciąż, nie przestaje odkrywać ich nowych zakamarków.

KoBBieciarnia: Na blogu, często nazywasz Włochy swoim drugim domem. To jednak sporych rozmiarów kraj. Gdzie konkretnie chciałabyś zamieszkać w przyszłości?

Kasia Amanowicz: Toskania! Ten wybór nie pozostawia wątpliwości. Tam czuję, się jak u siebie. Spokój, cisza, brak pośpiechu, do tego wszystkiego – zapierające dech w piersi krajobrazy, no i ludzie… Pomocni, uśmiechnięci, otwarci. Ciężko opisać słowami, co czuję kiedy jestem w tej okolicy. Jedno wiem na pewno – to zdecydowanie „moje miejsce”. Po cichu marzę o małym domku w Toskanii najlepiej nieopodal Montepulciano lub Pienza, w którym będę gościć najbliższych i przyjaciół. To bardzo odległe marzenie, ale kiedyś na pewno się spełni.

toskania włochyKoBBieciarnia: Na pierwszy rzut oka, można dostrzec, że charakterologicznie, Włosi różnią się od nas Polaków, która mentalność odpowiada Ci bardziej?

Kasia Amanowicz: Wiesz, czasem mam wrażenie, ze Włosi różnią się od nas dosłownie wszystkim. Nam, Polakom, brakuje wciąż luzu, spontaniczności, bezinteresownego uśmiechu, otwartości na drugiego człowieka – cech, które dla Włochów są naturalne i za które szczerze ich uwielbiam. Pamiętam gdy raz, siedząc w jednej z urokliwych, florenckich kawiarenek, wsłuchiwałam się w popis muzycznych umiejętności pewnego ulicznego grajka. Uroczo było patrzeć, jak przypadkowi spacerowicze zaczynali spontanicznie, ni stąd ni zowąd, tańczyć do jego muzyki, pośrodku zatłoczonej alejki. Siedziałam, patrzyłam zdumiona i zazdrościłam im szczerze. O ile tam, ich zachowanie  było przecież całkiem naturalne, w Polsce spotkałoby się z potępieniem, głupimi komentarzami, a w najgorszym wypadku – podejrzeniem o pozostawanie pod wpływem napojów wyskokowych.

KoBBieciarnia: Otwarci, spontaniczni, gorący, romantyczni, temperamentni – Włochów uważa się za najlepszych kochanków… Zgadzasz się z tym stwierdzeniem? Włoski mąż, to dobry wybór dla typowej Słowianki?

Kasia Amanowicz: Zabawne, że o to pytasz. Faktycznie, panuje przekonanie o tym, że Włosi to niezwykle atrakcyjni mężczyźni. Niestety, życie to nie bajka, a Włosi, to nie tylko zalety. Powszechnie uznawani są za podrywaczy, maminsynków, spóźnialskich i tych, którzy nigdy nie dotrzymują słowa. Osobiście uważam jednak, że to generalizowanie i wkładanie wszystkich do jednego worka, bywa dość krzywdzące, dlatego staram się pozostawać ostrożna w swoich osądach. Czy rodowity Włoch to dobry kandydat na męża? Moim zdaniem, to tak samo dobry, acz nieprzewidywalny w skutkach wybór, jak wybór na małżonka obywatela każdego innego kraju. Mam kilka koleżanek, które związane są z mężczyznami z Półwyspu Apenińskiego – wszystkie, jak jeden mąż powiedziałyby Ci, że małżonka-Włocha, nie zamieniłyby na żadnego innego. Może to właśnie dowód na to, że to świetny wybór?

Panzano in chianti, zdjęcie z prywatnego archiwum Kasi Amanowicz

KoBBieciarnia: Włosi i ich kraj urzekli Cię tak bardzo, że postanowiłaś poświęcić im swojego bloga…
Kasia Amanowicz: Włochy zawsze były moją pasją. Uwielbiam spędzać tam swój czas, kocham włoską kuchnię i energię Włochów. Podziwiam ich pozytywne nastawienie i ten wszechobecny luz, którego nam, Polakom, tak bardzo brakuje. Sam blog powstał jednak przypadkiem, powiedziałabym: „pod wpływem chwili”. Postanowiłam dzielić się z ludźmi moimi podróżami i przemyśleniami na temat tego kraju, nie mając zupełnie żadnych oczekiwań. Nie wiedziałam, czy kogokolwiek zainteresuje swoimi wpisami. Jak się jednak okazało – była to świetna decyzja. Dostaję mnóstwo pozytywnej energii od moich czytelników. Czy czuję w tym misję? Nie wiem czy to misja, ale lubię zarażać ludzi pozytywną energią do tego kraju. Nie spodziewałam się, że ludzie tak chętnie, będą dzielić się ze mną swoimi wspomnieniami, marzeniami i oczekiwaniami co do czasu spędzonego na Półwyspie. To bardzo miłe, czuję, że ludzie ufają moim słowom, a to dla każdego blogera bardzo ważne.

KoBBieciarnia: Piszesz „kocham włoską kuchnię”. Co takiego powoduje, że jest dla Ciebie wyjątkowa? 

Kasia Amanowicz: Prostota! Jest dość szybka w przygotowaniu, a jednocześnie niezwykle aromatyczna i prawdziwie pyszna. Świeże produkty i zioła to podstawa. Pizza, spaghetti, gnocchi czy ravioli – mmm, mogłabym jeść je na okrągło.  Do tego domowe tiramisu – niebo w gębie! Oczywiście muszę wspomnieć o winie. Najlepiej, wprost od lokalnego producenta. Zawsze wraca ze mną do Polski kilka butelek wraz ze świeżą oliwą, z zaprzyjaźnionej agroturystyki.

pizza kobbieciarnia

KoBBieciarnia: Podróż do Włoch to recepta na natychmiastowy powrót w stan szczęśliwości ducha?

Kasia Amanowicz: Wiesz, czasem trudno jednoznacznie powiedzieć kto lub co, daje Ci szczęście. Szczęście odnajduje w wielu rzeczach. Bywa, że są to tak przyziemne okoliczności, jak spotkanie z przyjaciółmi, spokojny wieczór w domu, z dobrym filmem, książką i lampką wina, a czasem wizyta w SPA lub – jak wspomniałaś, wyjazd do ukochanych Włoch. W końcu kobieta zmienną jest.

KoBBieciarnia: Odrobina magii i zaklęcie szczęścia przydałyby się w ubiegłym roku?

Kasia Amanowicz: Początek roku był niepewny i pełen strachu. Zaczęło się od choroby mojej mamy i utraty pracy. Myślałam, że po raz kolejny straciłam grunt pod nogami, jednak znowu okazało się, że nic nie dzieje się przypadkiem. Na szczęście mama wygrała z nowotworem, a moja utrata pracy otworzyła mi kolejne, bardzo ciekawe drzwi. Po prawie 14 latach, zamieniłam Wrocław na znacznie mniejszą miejscowość, a wolny czas przeznaczyłam na naukę włoskiego i rozwijanie bloga.  Pojawiły się nowe propozycje współpracy, a czymś, co zupełnie przerosło moje oczekiwania, okazało się zaproszenie do TVN24 BiS do udziału w programie „Pokaż nam świat”. Na początku było niedowierzanie, później radość, a na końcu wielki strach – czy dam radę, czy będę w stanie wydusić kilka sensownych zdań w programie na żywo. Jak się okazało udział w programie, był strzałem w 10! Owszem, stres nie opuszczał mnie na krok, jednak dałam radę i z tego jestem bardzo zadowolona. To bardzo dobra końcówka roku. Mam nadzieję, że 2017 nie będzie gorszy i sprawi mi wiele radości, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Marzę o rozwoju swojego bloga, o kolejnych podróżach do Włoch szczególnie w miejsca, w których jeszcze mnie nie było, między innymi Puglia, Sycylia, Sardynia to nadal dla mnie nieodkryte miejsca o których marzę. Mam jeszcze kilka planów, które póki co, zachowam w tajemnicy, żeby nie zapeszyć. Gdy tylko się ziszczą, Kobbieciarnia na pewno dowie się o nich, jako jedna z pierwszych!

KoBBieciarnia: Spodziewałaś się, że w 2017 roku będziesz tu, gdzie jesteś?

Kasia Amanowicz: Do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć. Kiedyś buntowałam się, gdy moje plany rozpadały się jak domek z kart. Dziś nawet, jeśli odrobinę mnie to złości, wiem, że nie ma sensu tracić czasu i siły na rozpamiętywanie niepowodzeń. Wszystko zmienia się z wiekiem. Kiedyś byłam przekonana, że dziś, będę miała gromadkę dzieci, dom z ogródkiem, męża i stabilną pracę, najlepiej na kierowniczym stanowisku. Nie spełniło się żadne z powyższych założeń. Wciąż jednak, jestem szczęśliwa; odnajduję szczęście w tym, co mam. A mam wiele: jestem zdrowa, mam kochającego narzeczonego, oddanych przyjaciół, rodzinę, na którą zawsze mogę liczyć. Dziś, to dla mnie najważniejsze. Na całą resztę mogę zapracować. Wychodzę z założenia, że co ma być, to będzie – nie na wszystko mamy wpływ. Kiedyś Woody Allen powiedział:  „Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga powiedz mu o swoich planach” – mam przedziwne wrażenie, że coś w tym jest…

kasia amanowicz wywiad kobbieciarniaKoBBieciarnia: Gdybyś miała opisać się jako kobieta, przy pomocy kilku przymiotników, jakich słów użyłabyś do tego opisu?

Kasia Amanowicz: To bardzo trudne pytanie. Jestem wymagająca w stosunku do siebie i zawsze znajdę przysłowiową dziurę w całym, nawet jeśli wszyscy dookoła chwalić będą moje poczynania. Jeśli jednak miałabym powiedzieć jaka jestem, wybrałabym określenia: ambitna – lubię podnosić sobie poprzeczkę, mogę upaść kilka razy, czasem nawet poddać się na sekundę, chwilowo odpuścić i pomyśleć: „to chyba nie dla mnie”, aby zaraz potem, podnieść się i stwierdzić: „Kaśka dasz radę”, działając dalej, jakby nigdy nic. Bywam też leniwa, jak każdy. Bywam uparta, w końcu jestem zodiakalnym baranem. Dążę do celu (jednak nigdy po trupach). Jestem silna. Tą ostatnią cechę, wyraźniej widzi we mnie jednak moje otoczenie, niż ja sama. Lubię wyznaczać sobie nowe cele i dążyć do ich realizacji. Jeśli tylko widzę światełko w tunelu,  wierzę, że uda się zrealizować moje plany, działam.

KoBBieciarnia: Jakie kobiety inspirują Cię najbardziej?
Kasia Amanowicz: Nie wiem czy umiem czerpać życiowe wzorce od kogokolwiek. Jestem trochę taką „Zosią-Samosią”. Muszę na własnej skórze sparzyć się setki razy, żeby wiedzieć, co jest dla mnie dobre, a co złe. Jeśli jednak miałabym wybrać jedną kobietę, która jest dla mnie przykładem siły i walki, jest to moja mama. To naprawdę silna babka, która nie jedno w życiu przeszła i jak trudno by nie było, potrafiła zaciskać zęby i zmierzać do przodu – nierzadko pod wiatr, ale zawsze konsekwentnie, do wyznaczonego celu. To chyba po niej, mam tyle siły i motywacji do działania.

kasia amanowicz wywiad kobbieciarniaKoBBieciarnia: Siła i niezależność – to cechy, które w kobietach doceniasz najbardziej?

Kasia Amanowicz: Cieszy mnie fakt, że kobiety przestały być szufladkowane, jako „te od prania i sprzątania”. Zawsze denerwowało i denerwuje mnie w dalszym ciągu stwierdzenie, że miejsce kobiet jest w kuchni, przy garach. To strasznie słabe. Cieszy mnie fakt, że coraz częściej to kobiety mają ostatnie zdanie na temat tego, co jest dla nich dobre, a co nie. Jesteśmy uznawane za słabą płeć, a tak naprawdę, silne z nas „baby”. Potrafimy tupnąć nogą i zawalczyć o siebie. Może właśnie w tym tkwi nasza siła? W tym, że potrafimy walczyć o swoje prawa i potrzeby.

KoBBieciarnia: A gdzie w tym wszystkim dążność do perfekcji?

Kasia Amanowicz: Zalecam jej brak. Marilyn Monroe powiedziała kiedyś, brak perfekcji jest piękny, szaleństwo jest geniuszem i lepiej być absolutnie niedorzecznym, niż absolutnie nudnym. Zgadzam się z tym w pełni…

- A word from our sposor -

„Moja wielka włoska miłość!”- o tym, jak rok 2016 przewrócił moje życie do góry nogami