Młody, ambitny i pełen zapału przedsiębiorca rwie się do działania. Łapie więc każdy impuls i każdą biznesową okazję. Wydaje mu się, że to najlepsze co może go spotkać, ale czy aby na pewno? Poznajemy nowych ludzi, zachłystujemy się kolejnymi pomysłami, ich działaniami, entuzjazmem i otwartością , szukamy wspólnych tematów, zaczynamy się w nie angażować i…często doznajemy rozczarowania… bo finalnie nic z tego wszystkiego nie wychodzi. Czy wina leży po naszej stronie? Dlaczego dwoje zaangażowanych ludzi nie potrafi doprowadzić pomysłu do szczęśliwego finału? Przecież każdemu zależy na sukcesie…
Na sukcesie tak, ale często tylko własnym…
Pamiętajmy jednak, że człowiek jest już skonstruowany w taki sposób, że w pierwszej kolejności dba o siebie, pilnując przy tym swoich rzeczy oraz swoich interesów. Dopiero w dalszej kolejności jest w stanie zaangażować się w tematy, które dotyczą kogoś, poza nim samym.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jeśli dwoje ludzi tak samo entuzjastycznie podchodzi do określonego pomysłu i deklaruje chęć jego realizacji, powinno zacząć traktować wspomniany pomysł, jak swój własny, poświęcając mu równą miarę atencji. Niestety to nie takie proste. W praktyce bywa już tak, że zawsze jedna osoba jest nieco bardziej zaangażowana i zależy jej na temacie znacznie mocniej, aniżeli biznesowemu partnerowi. Jeśli zaś, na początku zawierania wspólnot biznesowych, nie będziecie świadomi tych podstawowych, wspólny biznes może zakończyć się fiaskiem. Wszystko zakończy się szczęśliwie, jeśli Wasza współpraca, rozpłynie się już na samym początku, a Wy same nie popadniecie w koszta, a co najważniejsze nie stracicie swojego cennego czasu. Jeśli jednak rozwieje się już po wykonaniu przez Was pracy i wpisaniu zysków (na razie wirtualnych) w swój kalendarz planowanych przychodów, rozczarowanie może okazać się bardzo bolesne i pozostawić trwały ślad w postaci zupełnego braku zaufania do kogokolwiek oraz absolutnej negacji wszelkiej współpracy. A przecież nie o to chodzi!
Aby zatem właściwie podejść do tematu kooperacji warto więc zdawać sobie sprawę z kilku rzeczy:
- Dla jednej ze stron wasz pomysł jest corowy, a dla drugiej – może okazać się tylko poboczną okazją biznesową. W tym przypadku nie liczcie na pełne zaangażowanie partnera. Zawsze w pierwszej kolejności będzie ona parł na realizacji swoich, corowych zadań. Warto także zabezpieczyć się umową, w której określicie kto i za co odpowiada w waszej kooperacji, ustalicie terminy, tematy kosztowe oraz potencjalnych zysków. Warto otwarcie porozmawiać z partnerem i uświadomić mu ze jego opóźnienia wpływają negatywnie na wasze relacje i rujnują Wasz biznesowy terminarz (a na to, jako strona znacznie bardziej zaangażowana gospodarczo i emocjonalnie, nie może sobie pozwolić). Radzę Wam więc jasno postawić sprawę i przejąć na siebie wszelkie tematy decyzyjne. W takiej sytuacji wasz partner będzie po prostu musiał zaaprobować to, co ustalicie – włącznie z kosztami i podjętymi działaniami. Jeśli chce posiadać głos w dyskusji, musi zaangażować się silniej. Warto też ustalić podział zysków proporcjonalnie do zaangażowania.
- Zdarzają się partnerzy, którzy pracują już samodzielnie nad pewnymi projektami, a Wasz – kolejny, jest dla nich jedynie dodatkowym kwiatkiem do kożucha. Z tej strony z pewnością nie otrzymacie pełnego wsparcia i zaangażowania, podobnie jak w sytuacji opisanej powyżej. Wasz partner nie będzie miał jakiegokolwiek „ciśnienia na wynik”. Zadajcie sobie pytanie do czego potrzebujecie partnera w swoim projekcie i jakie zadania mu powierzycie. Jeśli okaże się, że po powtórnym przeanalizowaniu kwestii uznacie pomoc partnera za „nie konieczną”, zalecam po raz wtóry szczerą rozmowę oraz zamknięcie ledwo nawiązanej współpracy – dopóty, dopóki chcecie jeszcze siebie oglądać. Być może to nie czas, ani temat do Waszej współpracy. Nie łudźcie się. Zawsze projekt własny będzie miał pierwszeństwo przed Waszymi.
- Są osoby, którym trudno zrezygnować z pojawiających się szans biznesowych. Chcą łapać wszystkie okazji i myślą „a jakoś to będzie” podświadomie oddając przy tym całe działanie, w ręce potencjalnych partnerów. I pól biedy, jeśli jasno Ci to zakomunikują. Często jednak zdarza się tak, że za oczywistość biorą fakt, iż to właśnie Ty masz działać we wspólnym interesie i być motorem napędowym całego projektu. Oni za to raz za czas zaistnieją pytaniem czy rzuconym w eter pomysłem. I w ogóle do głowy im nie przyjdzie, że ty, jako biznesowy partner oczekujesz choć minimalnego wsparcia w podejmowanych działaniach. Co gorsza, ludzie o których mowa powyżej, rzucają najczęściej najlepszymi pomysłami wówczas, kiedy wszystko jest już dopięte na ostatni guzik, a oni chcą zwyczajnie wywrócić wypracowany przez Ciebie porządek rzeczy do góry nogami. Takich się wystrzegajmy się najmocniej!
Wchodzić więc we współpracę czy nie?
Jeśli możesz zrobić projekt sam, nie wahaj się. Wspólnik to często ostatnia rzecz, jaka jest Ci potrzebna do szczęścia, choć na początku wydaje Ci się, że jest inaczej. Oczywiście nie możesz wszystkiego zrobić sama. Mądrze jest szukać odpowiednich partnerów. Warto jednak na początku dowiedzieć się jak pracują, aby potem świadomie zdecydować się lub wycofać ze współpracy, jeśli po czasie okaże się ze styl pracy potencjalnego partnera nie koreluje z Twoim.
Osoby poznane z networkingu są wspaniałą inspiracją. Czerp z tych znajomości pełnymi garściami. Pamiętaj jednak, że w biznesie musisz czasem być prawdziwym egoista, pilnującym przede wszystkim swoich interesów.
Pozdrawiam,
Katarzyna Daniek
właściciel w: Euforja Nordic Walking