Nie do końca wiem jak to się stało. Wzięli mnie z zaskoczenia. Nic nie mogłam poradzić, nie miałam jak się bronić. Wypadło na mnie. Sobotnie zakupy w Kauflandzie.
Coraz bardziej świadomie obserwuje ludzi i coraz bardziej przerażają mnie niektóre ich zachowania.
Wróćmy jednak do soboty. Godzina 11:00. Piękna pogoda, miasto w miarę przejezdne, weekend się zaczyna, żyć nie umierać. Teoretycznie, bo już w drodze zdążyłam zauważyć kilku osobników, którym nie uśmiecha się stać przed zamkniętym przejazdem kolejowym w kolejce do lewoskrętu. Jedynka, kierunkowskaz, gaz. Krawężnik. Jeszcze raz, gaz. Krawężnik. Gaz. Krawężnik. „K***A!”, wsteczny – osobnikowi nie udaje się wydostać ze sznurka aut. Papieros. Jednak musi czekać. Mija kilka sekund. Auto stojące za mną usiłuje powtórzyć manewr – tym razem z lepszym skutkiem. Zachęcony tym widokiem trzeci kierowca robi to samo, łamiąc przy tym oczywiście całą litanię przepisów ruchu drogowego. Ale co tam, zaoszczędzili minutę. VICTORIA!
Wchodząc do sklepu przeżyłam prawdziwy szok. Ani pół miejsca parkingowego, ani pół wózka, dwa rozwalone koszyki w kącie. „No dobra” – pomyślałam, „na spokojnie to ogarnę”. To co działo się potem, przerosło jednak moje najśmielsze oczekiwania. Jeżeli tak jak ja myśleliście, że historia o ludziach obierających winogrona przed zważeniem to legenda, to mówię Wam: „zaprawdę – nie jest”. Dwie Panie, na oko lekko po pięćdziesiątce. Jest trwała w kolorze mahoniu, jest zapach „być może” w powietrzu, jest staranny makijaż i elegancki, prawie niedzielny kostium. I obieranie winogron.
Wychodząc z poligonu, jakim okazał się być dział ze świeżymi warzywami, minęłam jeszcze Panie żywo dyskutujące o cesarkach i kupkach swych bobasów i grzecznie ustawiłam się w długiej na pół sklepu kolejce po mięso. Nie muszę już chyba wspominać jakie reakcje wywoływał w ludziach widok tej kolejki. Mięso leciało na prawo i lewo. Dosłownie i w przenośni. Trudne sprawy – live show.
Po co to wszystko opowiadam? Jasne, że sobotnie zakupy nie są szczególnie ciekawą i ambitną materią, ale po raz kolejny doceniłam, jaką ważną rzeczą jest uświadomienie sobie, że nie na wszystko mamy wpływ. I że życie będzie lepsze, weselsze i spokojniejsze w momencie kiedy pogodzimy się z tym, że korki są, były i będą. Kolejki także. I że są ludzie, którzy zachowują się co najmniej dziwnie, jak Pani obierająca winogrona.
Jak mamy radzić z sobie z prawdziwymi przeciwnościami losu, jeżeli byle bzdura wywołuje w nas falę gniewu? Mój sposób już Wam zdradziłam. Nie mam na to wpływu i nie ważne jak bardzo będę się denerwować i tak muszę odczekać swoje.
Nawet jeśli zabrzmi to górnolotnie w kontekście tej mięsnej kolejki – zróbmy coś dla siebie i złapmy dwa spokojne oddechy. Możemy do końca życia być sfrustrowanymi, narzekającymi awanturnikami, tylko czy chcemy?
Pozdrawiam,
Justyna Hess