ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

zła matka dobra matka Jolanta Klose Reisch mama nie idealna

Daj jej przestrzeń – usłyszałam w środowy wieczór, gdy poskarżyłam się, że od soboty rano nie mam wieści o moim dziecku/od mojego dziecka.

Nie żeby ktoś ją porwał. Z tatą na wakacje pojechała. Do miejsca, gdzie ponoć nie ma ani Internetu, ani komórkowego zasięgu. Nie wierzyłam, że w Polsce są jeszcze takie miejsca. Coś w tym jednak musi być, bo telefon informuje mnie, że abonent jest czasowo niedostępny, proszę zadzwonić później… Małpie poczty i zaczepki na Facebooku też pozostają bez odpowiedzi. (Co mnie nawet dziwi, bo w domu książę małżonek wydaje się do telefonu wręcz przyglutowany, ma więc odwyk…)

Nie o tym jednak, tylko o bliskości będzie. Chociaż tęsknię, daję przestrzeń, (bo niby co innego mogę w tej sytuacji zrobić). Nie ukrywam, że chciałabym usłyszeć od młodej – mamo, jest super, poznałam nowe koleżanki, mamy codziennie ogniska… tęsknię za tobą.

Bliskość, oddalenie…

Na ile bliskości sobie może pozwolić mama, takiej na przykład 7-latki. W kalendarzu znalazłam wytargany fragment z gazety, który świetnie wpisuje mi się w temat. (Rzeczywiście, nic na świecie nie dzieje się bez przyczyny).

Dzieje się za to pod Bielskiem-Białą i przeraża. Jest mama. Wykształcona, mająca dobrą pracę, chociaż nie tak blisko domu. Z ojcem córki nigdy nie była związana formalnymi więzami, i to jej sąd przyznał opiekę nad dzieckiem, gdy miało dwa lata i gdy rodzice rozstali się. Kobieta zamieszkała u rodziców, pracę znalazła 80 km od domu, a tuż obok pracy – niemal cudem – miejsce w przedszkolu dla córki. Na pewno nie był to szczyt wygody, gdy codziennie rano obydwie wsiadały do auta, w którym spędzały ponad godzinę (w jedną stronę). To można zapisać na niekorzyść. Na korzyść zaś fakt, że były razem. Minęły cztery lata. O córce przypomniał sobie ojciec, którego dziewczynka traktowała mocno obojętnie. (Na zainteresowanie dziecka, gdy się jest w oddaleniu, trzeba sobie zasłużyć). Wystąpił do sądu o zmianę orzeczeń opiekuńczych, proponując jednoczenie, by na ten czas dziecko zamieszkało u niego.

Prośba okazała się skuteczna. Sąd w Bielsku-Białej ograniczył władzę rodzicielską matce i powierzył dziecko ojcu. Dlaczego? – chce się krzyknąć wielkim głosem. Do diabła, dlaczego? Wszyscy naokoło świadczyli, że była bardzo dobrą matką. Same laurki. Od instytucji, pedagogów, psychologów…

No to lecimy z uzasadnieniem sądu. Cytuję za Gazetą Wyborczą; ponoć matka nie posiada odpowiednich kompetencji wychowawczych, by w sposób dojrzały i odpowiedzialny dbać o rozwój psychiczny dziecka. Nie rozumie potrzeb małoletniej. Wychowuje małoletnią w atmosferze zależności od matki. Zdaniem sądu dziecko nie ma szans, by nawiązało relacje z rówieśnikami w miejscu zamieszkania, bo spędza kilka godzin w aucie, a dodatkowo matka zabiera ją na weekendy poza miejsce zamieszkania… świetna linia ataku, ciekawe czy wymyślona przez ojca samodzielnie?

Skoro matka, która tak bardzo dba o swoje dziecko jest złą matką, to jakimi matkami są kobiety, które własne dzieci katują, głodzą, na nawet zadają im śmierć?
Nie ma w tekście ani słowa, skąd u ojca nagle, po upływie czterech lat taka wolta – dziecko wychowywało się u matki i nagle – on je chce! Jak zapomnianą walizkę

Ze swojego podwórka, już nie z gazety, znam podobną sytuację. Ojcu „zachciało” się dziecka, a właściwie prawnej opieki nad nim, bo to mogło skrócić wyrok, który aktualnie odsiaduje. Wcześniej się losem syna nie interesował, nie płacił alimentów, z rzadka rzucając jakiś finansowy ochłap. Chłopakiem, po tragicznej śmierci matki zaopiekowali się dziadkowie, poświęcając mu wszystko. Tatuś bywał, od czasu do czasu, zawsze z krytyczną uwagą i krzykiem. Aż nagle, dnia pewnego przychodzi z sądu pismo, że chce odzyskać władzę rodzicielską i wraz z swoją nową „lady” zapewnić dziecku prawdziwy dom. Sam w tym czasie siedzi w pierdlu. I sąd grzecznie zarządza dowożenie go na kolejne rozprawy, gnębi dziadków odwiedzinami kolejnych kuratorów i policjantów. Chłopak na to patrzy, i jeszcze bardziej się boi. Sąd nawet zarządza przesłuchanie dzieciaka. Wszystko, żeby dogodzić tatusiowi, który nagle sobie przypomniał, że chce być tatusiem. Gdy miał taką szansę wcześniej, to z niej nie korzystał.

Nie, żebym miała coś przeciw facetom jako takim, ale…

Jakoś tak się składa, że ostatnio wokół mnie krążą tematy związane z przemocą. Nie z prostym biciem, które zostawia siniaki. Z przemocą psychiczną, a konkretnie z jej odmianą zwaną przemocą ekonomiczną. Dotyka ona kobiety niegłupie, wykształcone, ogarnięte, tyle że bez stałego źródła dochodu. Uzależnione od tego, co zarobi mąż i czy się tym zechce podzielić. A jeżeli zechce, to czy zrobi to bardziej czy mniej poniżając żonę. Temat trudny, nawet bardzo. W grę wchodzi ambicja, zastraszanie, a przede wszystkim wstyd.

Tu klamrą chciałam przejść do sytuacji dobrej matki, której odebrano dziecko. Otóż jedna z tych gnębionych ekonomicznie kobiet jest dodatkowo straszona, że gdy postawi się mężowi w jakikolwiek sposób, on wyrzuci ją z domu boso i na głodno, i jeszcze pozbawi praw rodzicielskich, a dziecko ledwie ma kilka lat. Przekonywałyśmy ją: bzdura, nie może tego zrobić… same święcie przekonane, że mamy rację. Ona rozpaczała – on ma znajomych prawników, wielu… zapewnia, że mu pomogą…

My, jej nieformalna grupa wsparcia, w naszej naiwności gotowe byłyśmy dać sobie obciąć rękę, że racja jest po jej (naszej) stronie. A tu czytam… matka za dobra… dbająca, trzymająca córkę blisko siebie, zapewniająca komfort materialny i psychiczny… I takiej matce sąd zarzuca: postawa, jaką stosuje wobec córki jest bliska przemocy psychicznej i nadużywania władzy rodzicielskiej…

Nie wierzę, po prostu nie wierzę. Tylko w co mam nie wierzyć. W prawo, sprawiedliwość, przepisy… Czy w ludzi, którzy nimi manipulują stosownie do swoich potrzeb.  Czyli jednak..? Jak się ma odpowiednie znajomości, ewentualnie mam stos pieniędzy – można wszystko. Z każdego gówna da się wtedy wyciągnąć, albo w każde gówno wciągnąć kogoś, kto jest wrogiem. Nie bacząc, co w kodeksach, bo każdy przepis można zinterpretować na wiele sposobów?

Nie chcę wychodzić na pierwszą naiwną, że mieszkamy w utopijnym państwie, w którym prawo znaczy prawo, a sprawiedliwość – sprawiedliwość. Coraz mniej jednak mi się to podoba. Nie chcę świata, w którym na wierzchu są nieprawości przykryte znajomościami, kasą, krętactwem. Szczególnie, jeżeli w tle jest dobro, prawdziwe dobro dzieciaków.

Jolanta Reisch-Klose

źródło: mamanieidealna.blog.onet.pl

- A word from our sposor -

Odebrać dzieci dobrym matkom – hasło na dziś!