KIEDY STRACH CI SŁUŻY…
Nie od dziś wiadomo, że strach ma wielkie oczy. Boimy się tego co nowe, nieznane, tego, co wymaga od nas wyjścia poza strefę komfortu. I bardzo dobrze, że się boimy. Dlaczego?
- Strach bywa mobilizujący. Doskonale wiedzą o tym studenci i osoby, które lubią zostawiać wszystko na ostatnią chwilę. Odwlekamy naukę, przygotowanie do wystąpienia, telefon do klienta, jednak w ostatniej chwili potrafimy się zmobilizować i zrealizować zadanie. Dokonał tego lęk przed porażką, ośmieszeniem czy wizja tłumaczenia się przed innymi z niezrealizowanego zadania.
- Boimy się nieznanego, ciemnych zaułków, wystąpień publicznych, egzaminów, robienia rzeczy niecodziennych. Strach nas chroni, wiedziałeś o tym? Gdybyśmy się nie bali, popełnialibyśmy rozmaite błędy i robilibyśmy głupoty. Jakie? Przejażdżka na dachu samochodu, wystąpienie na scenie bez przygotowania, samotne bieganie po lesie, w którym często ktoś zostaje napadnięty, kupno samochodu czy domu bez przygotowania finansowego, nawiązywanie nieprzemyślanych relacji biznesowych, to tylko niektóre z możliwości.
KIEDY STRACH PARALIŻUJE…
Jak widzisz, Twój umysł chroni Cię przed niebezpieczeństwem. Co jednak w sytuacji, gdy strach staje się dla Ciebie paraliżujący? Kiedy nie pozwala Ci na zrobienie tego, czego tak naprawdę chcesz? W sytuacjach takich jak te, musimy najzwyczajniej w świecie, bliżej się mu poprzyglądać. Jeżeli ta sytuacja dotyczy Ciebie, odpowiedz sobie na następujące pytania: Czego tak naprawdę się boisz? Czego w ten sposób unikasz? Co się stanie jeżeli poniesiesz porażkę? Jakie jest tego prawdopodobieństwo? Jak będziesz się czuła, gdy odniesiesz sukces? Czy możesz się przygotować na sytuację, która Cię stresuje?
W czasie swoich warsztatów pokazuję moim klientom, jak oswoić strach. Jak sprawić, aby stał się dla nich bardziej mobilizujący, zamiast – paraliżujący.
Jedną z technik walki z „paraliżującym strachem” pozostaje spersonalizowanie swojego lęku. Zastanów się przez chwilę, jak wyglądałby Twój strach, gdyby był człowiekiem? W odpowiedziach moich klientów, najczęściej jawi się jako monstrum – słusznego wzrostu, ze srogim wzrokiem i wieloma atrybutami, które archaicznie i odruchowo, kojarzą się ludzkości z poczuciem przerażenia. Proszę więc moich klientów, aby nadali mu imię. Gertruda, Pafnucy, Hildegarda, Fabian, Barbarka… Jakiekolwiek, ważne jedynie, aby w żadnej mierze nie przystawało do wyobrażonej sobie przez nich, monstrualnej postaci; zdrobnienia są do tego doskonałe. Następnie proszę, aby pomniejszyli nieco tę osobę, dorysowali jej wąsy, doprawili loki, ubrali w coś absolutnie niestosownego – jednym słowem zdegradowali, ośmieszyli i zmienili przerażający wizerunek swojego strachu, w coś zupełnie zabawnego.
Co dalej? Dalej czeka nas rozmowa – często absurdalna:
– Pafnucy, czego Ty się boisz? Wielu ludzi przed nami skakało ze spadochronem.
– Ale możemy się zabić!
– I podziwiać widoki! No i skaczemy w tandemie, robi to bardzo wielu ludzi.
– Ale ja się boję!
– Czego?
– Że spadochron się nie otworzy, że nie wyskoczymy i narobimy sobie wstydu, że pęd powietrza zniekształci naszą twarz i będziemy wyglądać absurdalnie na zdjęciach.
– Ok. Jest większa szansa, że spadochron się otworzy, człowiek, którego do nas przypną nie chciałby zginąć. No i firma, która organizuje takie skoki miałaby duże problemy. Poza tym nie mieli takiej sytuacji od początku istnienia. Jeśli nie wyskoczymy, cóż… pewnie nie my pierwsi. Będziemy z tym żyć. Żaden wstyd, to przecież wyzwanie ekstremalne i każdy może zrezygnować. Na zdjęciach będziemy wyglądać tak jak każdy inny skoczek, przynajmniej będzie widać, że to nie fotomontaż…
Choć metoda może wydać Wam się nieco infantylna, to najprawdziwsza w świecie „racjonalizacja”. Można oczywiście przeprowadzić ją samemu, choć przyznam z doświadczenia, że przy wyobrażeniu sobie strachu siedzącego obok, pocieszanego przez nas samych i chronionego przed jego własnymi, czarnymi wizjami, bywa o wiele bardziej zabawna. Spróbuj, nikt nie musi Cię słyszeć – będziesz rozmawiać tylko ze sobą i swoim „potwornym” (nie)przyjacielem, gdzieś głęboko w Twoich myślach…
Sytuacja stresowa w momencie, w którym się rozgrywa – sięga naszych najgłębszych emocji. Kołatanie serca, suchość w ustach, zimne, wilgotne dłonie, to tylko niektóre z objawów. Z czasem jednak, wspomnienie danego wydarzenia wywołuje w nas coraz mniejsze objawy stresu. Po czasie, bywamy nawet zadowoleni, że wystąpiliśmy publicznie, skoczyliśmy ze spadochronem czy oświadczyliśmy się ukochanej kobiecie. Co jednak wówczas, gdy stchórzymy? W danym momencie odczuwamy ulgę, odsunęliśmy od siebie czynnik stresogenny. Jednak z czasem odczuwamy z tego tytułu coraz większy dyskomfort, a bywa, że po latach – nie możemy odżałować, że nie podjęliśmy wyzwania.
Co więc zrobić? Rozważcie sami. Wasz umysł to najlepszy wskaźnik. Pamiętajcie jednak, tuż przed śmiercią – ludzie żałują najczęściej tego, czego nie zrobili, porażek zwykle w ogóle nie wspominając. Na myśl przychodzi mi cytat: „Do mych drzwi zastukał strach, otworzyła mu odwaga, za drzwiami nie było nikogo”. Puśćmy swoją odwagę przodem…
Pozdrawiam,
trener, life coach
autorka książki „Motywator dietetyczny”