ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Po kilkunastu dniach od wyjścia ze szpitala zgłosiłam się po wynik badania histopatologicznego. Niestety, był daleki od zadowalającego. Decyzja lekarzy – kolejna operacja.

Po rozmowie z ordynatorem oddziału zdecydowałam się na usuniecie całej piersi, istniała obawa szybkiego nawrotu raka w inny fragment piersi lub przerzut na inne narządy. Dni do kolejnej operacji upływały bardzo szybko – żyłam chwilą, tylko tu i teraz.
W wyznaczonym dniu stawiłam się rano w Szpitalu Onkologicznym, rutynowe badanie EKG, dalej już prosto na oddział – ta sama sala, to samo łózko. Wszystko, jakby czekało na mój powrót.

Rozmowa z anestezjologiem i decyzja o znieczuleniu ogólnym w kręgosłup, o 16tej ostatni posiłek, do 24 mogłam pic już tylko wodę. Tak na wszelki wypadek, aby na domiar złego, nie przyprawić się o sensacje żołądkowe tuż po operacji.

Następnego dnia obudziłam się wcześnie. Leżałam ze wzrokiem wbitym w sufit; nie myślałam jednak o tym, co będzie – chciałam jedynie mieć to za sobą. Szczęśliwie, wiedziałam już, że „pod nóż”, idę jako pierwsza w kolejce. Mężowi powiedziałam że zabieg zacznie się około 11:00. Miał przyjechać już po wszystkim. Chciałam zaoszczędzić mu stresu…

Fotografia Sylwii Malarz w trakcie procesu leczenia

Kiedy otworzyłam oczy, moja klatka piersiowa była już skrzętnie owinięta bandażem. Pod jego zwojami zauważyłam, że prawej piersi brak. Prawie cały dzień przespałam. Już następnego dnia, zaczęłam wstawać z łóżka w celu odbycia porannej toalety. Pomimo braku jednej piersi, czułam się niebywale „zwyczajnie”. Miewałam się zdecydowanie lepiej, niż po pierwszej operacji, z której wyszłam przecież „cało”.

Sylwia Malarz podczas pobytu w szpitalu

W szpitalu przebywałam jeszcze 4 dni, a wycinek z usuniętej piersi znów powędrował do badania. Po 2 tygodniach, miałam zgłosić się po wynik i usłyszeć decyzję w kwestii dalszego leczenia. Miałam przygotować się do radioterapii. Codziennie, karnie wykonywałam więc ćwiczenia prawej ręki. Przez pierwsze kilka dni zgłaszałam się także do pobliskiej poradni onkologicznej, w celu ściągnięcia chłonki, której szczęśliwie – z każdym pobraniem, było coraz mniej.

W wyznaczonym terminie pojechałam odebrać wynik badania histopatologicznego. Zalecenie lekarza? Leczenie hormonalne; Tamoxifen, 1 raz dziennie. Na szczęście obyło się bez naświetleń. Podczas samej chemioterapii przybrałam na wadze 5 kg, kolejne 10 kg przyniosły hormony i skutki uboczne w postaci zatrzymania wody w organizmie. Przyrost wagi nie był najgorszy – do tego, doszły bóle kości, stawów i mięśni. Musiałam co dzień zażywać środki przeciwbólowe, żeby normalnie funkcjonować.

Bywały dni, że energia rozpierała mnie od środka. Bywało jednak i tak, że nie chciało mi się wstawać z łózka. Zaczęła się u mnie wczesna menopauza, zimne poty uderzenia gorąca. Przez 3 miesiące, niemal codziennie, budziłam się w nocy, zlana potem.

Chorowałam na raka hormonozależnego. Na powierzchni guza powstały bardzo aktywne receptory ER (estrogenowe) lub/i PR (progesteronowe). Pod wpływem działania hormonów, guz powiększał się regularnie. W przypadku takiej postaci raka piersi, stosuje się celowaną terapię hormonalną. Hamuje ona aktywność receptorów hormonalnych, jednocześnie dezorganizując całkowicie dotychczasową gospodarkę organizmu. Efekty dawały się poznać.

Sylwia Malarz dzisiaj

Stres nie pomagał w procesie leczenia. Okazało się jednak, że nie można go uniknąć. Otaczał mnie wówczas ze wszech stron. W dwa miesiące po ostatniej operacji,  zmarł mój tata.

Jego śmierć była dla mnie wielkim ciosem. Sama walczyłam z przeciwnikiem, którego jemu, nie udało się pokonać. Gdyby tego było mało, przez kilka miesięcy choroby, moja sytuacja finansowa pogorszyła się znacząco. Złożyłam wniosek o rentę.

Kolejne miesiące, czekałam na decyzje. Trochę trwało zanim przekopałam się przez górę formalności i udowodniłam światu, że utrata piersi to podstawa do orzeczenia o niepełnosprawności. Wreszcie? Sukces – o ile można mówić o nim w takich kategoriach…

Orzecznik orzekł o II stopniu niepełnosprawności. Niestety, tylko na 2 lata (cóż za ironia, przy trwałej stracie całej piersi).

Nie miałam jednak prawa by narzekać. Do pracy pójść nie mogłam. Ostatnim miejscem zatrudnienia przed rozpoznaniem choroby, była praca w polskim sklepie w Wielkiej Brytanii. Po powrocie do Polski, nie miałam szans na znalezienie kolejnej – kto przyjąłby osobę, w trakcie leczenia?

Chodziłam do Poradni Leczenia Bólu, gdzie przepisywano mi morfinę; niestety, źle się po niej czułam, więc zostałam przy sprawdzonym leku przeciwbólowym. Rozpoczęłam rehabilitacje w szpitalu wojewódzkim, na oddziale dziennym. Zaczęłam zdrowo się odżywiać, chodziłam na zumbę i długie spacery. Odkryłam nawet całkiem nową pasje – decupage. Zaczęłam pisać bloga.  Nie dawałam za wygraną. Walczyłam o każdy dzień. W końcu każdy – wyrwałam losowi z gardła… Cdn.

Pozdrawiam,

Sylwia Malarz

autorka: Różowa Rękawica

Przegapiłaś poprzednie odcinki cyklu?

Znajdziesz je TUTAJ

 

- A word from our sposor -

„Otworzyłam oczy. Pod bandażem brakowało prawej piersi”. Z Pamiętnika nowotworu, Cz. V