Telewizor w domu jest urządzeniem zbędnym. To oczywiście moje, czysto prywatne zdanie. Ogłupia, kradnie czas, ogranicza naszą uwagę do rzeczy mało istotnych, wciąga nas w spory polityczne i społeczne. Jest mnóstwo rzeczy, które można robić z pożytkiem dla siebie, w czasie który marnujemy na oglądanie telewizji. Ani to fajne, ani zdrowe. No chyba, że…
Stało się. Zakochałam się w kanale o nazwie: Travel Channel. A dokładniej, zakochałam się w kilku programach, które można tam zobaczyć.
Trafiłam nań, zupełnie niechcący. Właściwie nawet nie osobiście – pilot stanowi w moich rękach, wyjątkowo rzadkie narzędzie. Już sam tytuł, powalił mnie na kolana: „ŻYCIE TO PLAŻA”. Nowy Rok, zupełnie luźny dzień, który z racji przewalającej się po domownikach infekcji i tak zamierzaliśmy spędzić w domu. Machnęłam więc ręką, na marnotrawstwo czasu, przed szklanym ekranem. Złożyło się szczęśliwie, że akurat w Nowy Rok, Travel Channel puścił tzw. maraton wspomnianego programu. W ciągu zaledwie kilku godzin, miałam więc możliwość zapoznania się z najdziwniejszymi pomysłami na życie w prawdziwym raju.
Jak wskazywał na to tytuł, program poświęcony był ludziom, którzy swoje życie, postanowili przenieść w okolice plaży. Rzecz dotyczyła głównie Amerykanów, którzy z dnia na dzień porzucali swoje lepsze lub gorsze posadki, pakowali manatki i przeprowadzali się na stałe, w ciepłe rejony Ameryki Środkowej. Najczęściej trafiali na ciepłe wybrzeża Morza Karaibskiego do Nikaragui. Tam, w ciągu dwóch tygodni robili rekonesans i otwierali swoje biznesy.
Tak np. dwoje ludzi zakupiło duży kuter rybacki, który przerobili na pizzerię. Zorientowali się, że turyści pływający na swoich jachtach wzdłuż wybrzeża lub też cumujący przy jego linii, nie mają ochoty wdzierać się w głąb lądu, aby zamówić pizzę. Zdecydowanie łatwiej więc wsiąść na skuter i dopłynąć do nich z gorącym posiłkiem, przyjmując zamówienie za pomocą CB-radia. Pomysł okazał się strzałem w 10, a jego autorzy, wydają dziś kolejne pizze, w przerwach co 4 minuty. Można? Można!
Ale nie w Polsce.
U nas, czekałyby na nich: sanepid, pozwolenia, zezwolenia, badania, kontrole i koszty ZUS i US, które utopiłyby biznes zanim, postawiłby pierwsze kroki.
Inny facet po tygodniu od przybycia do rajskiego błogostanu, zorientował się, że nikt nie uprawia w nim flybord’u. Po tygodniu kupił więc skuter i sprzęt, a z rur PCV zbudował olbrzymi, pływający kosz do koszykówki. W ten sposób, znalazł swój sposób na życie i zarabianie, bądź co bądź niemałych sumek. Jeszcze kto inny, kupił duży obszar gruntu, na którym odkrył jaskinię. Środek jaskini pokryty był stalaktytami, a w środku, na turystów czekało olbrzymie jezioro, z krystaliczną wodą. Nowy nabywca, wybudował więc zjeżdżalnię, prowadzącą wprost do jeziora w jaskini. Bajecznie wszystko oświetlił i stworzył podziemny aqua park. Można? Oczywiście. Byle nie w Polsce.
Życia by mu nie starczyło na załatwienie pozwoleń.
Jeszcze inny przybysz zorientował się, że składniki niektórych potraw serwowanych przez miejscowe restauracje, oscylują tu w zaporowych cenach. Sprawa dotyczyła głównie ziół i warzyw. Szybko zrozumiał, że uprawa tych produktów na miejscu, spowoduje u niego znaczny zarobek. Kupił więc kawałek ziemi i założył własną szklarnię.
W taki oto sposób, ludzie przyjezdni do prawdziwych rajów na Ziemi, potrafią pogodzić błogie życie na plaży z pracą, która nie ma nic wspólnego z olbrzymią korporacją.
Dlaczego wspomniany program, tak mnie zafascynował? Prawdopodobnie dlatego, że podobnie jak Ci ludzie, chciałabym żyć w innym miejscu. Chciałabym wyprowadzić się z tego kraju dla siebie i moich dzieci. Jeszcze jakiś czas temu, kierowała mną chęć zmiany klimatu na cieplejszy, chęć zamieszkania wśród ludzi, którzy żyją wolniej i są na co dzień uśmiechnięci. Dziś do wspomnianych argumentów, dochodzi dodatkowo sytuacja polityczna, ale to nie czas, ani miejsce na rozpisywanie się na ten temat.
Najbardziej zadziwiające jest dla mnie jednak podejście opisywanych ludzi, do tematu przeprowadzki. Oni po prostu podejmują decyzję – wyjeżdżają i znajdują dla siebie i rodziny, niewielki dom do wynajęcia, zaczynają nowe życie. Pomysł na utrzymanie biorą z życia. Przyglądają się ludziom, miejscu, analizują i wypełniają niszę, która zawsze się znajdzie. Trzeba tylko odkryć „potrzebę”. W taki sposób powstały kiedyś hotele, w miejscach, gdzie nie było turystów. Za nimi powstały też restauracje i cała reszta…
Dlaczego ja tak nie potrafię? Analizuję, kombinuję, zastanawiam się, czytam, oglądam i roztaczam czarne wizje. Takie, co to utwierdzają mnie jedynie w przekonaniu, że o ile nie wymyślę sposobu na życie, już na długo zanim wyjadę w dane miejsce, nie mam co myśleć o wyprowadzce. W ten oto sposób marzenie o życiu na plaży zamieniam w koszmar myśli: z czego będę żyć?
Wczoraj, na tym samym kanale obejrzałam inny program: „Międzynarodowi poszukiwacze domów”. Wyemitowano odcinek, w którym 11-osobowa rodzina wyprowadziła się z USA do malowniczego miasteczka na Sycylii. Małżeństwo z dziewiątką swoich dzieci, odbyło podróż w jedną stronę, aby wynająć na miejscu dom, poszukać pracy i osiedlić się na stałe. Sprzedali na wyprzedażach wszystko, co posiadali i tak po prostu, wylądowali na Sycylii. Bez stresu, bez obaw o przyszłość, o to, gdzie będą mieszkać, gdzie pracować i w jakich szkołach będą uczyć się ich dzieci.
Największe wrażenie, zrobiła na mnie matka rodziny. Dziewiątka dzieci na karku, a z jej twarzy, nie schodzi uśmiech. Jest szczęśliwa, bo właśnie spełnia się marzenie jej życia. Decyzja, jaką podjęli Ci ludzie zapadła jednego wieczoru, w kawiarni. Stwierdzili, że mają dość gonitwy i nie mogą odkładać swoich marzeń na później. Ich najstarszy syn miał już 14 lat, podejrzewali, że za chwilę dorośnie i zdąży się usamodzielnić, a zależało im, aby przeprowadzić się na basen Morza Śródziemnego, całą rodziną. Zrobili to zatem nie myśląc dwa razy. Zrobili to z dnia na dzień.
Programy takie jak te, to dla mnie prawdziwa terapia szokowa. Dzięki nim widzę, jak mocne są moje ograniczenia. Jak duży wpływ na moje decyzje ma wychowanie w kraju, w którym tak długo panował komunizm, hermetycznie zamykający społeczeństwo na resztę świata. W kraju, w którym nadal trudno jest spokojnie myśleć o dniu jutrzejszym, o przyszłości czy spokojnej emeryturze. W kraju, w którym coraz ciężej o optymizm.
Pozdrawiam,
Dorota Śliwińska
Autorka bloga: Mama Dom Praca