ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

marazmGłównym problemem przy wyjściu z wewnętrznego chaosu jest często pogrążenie się w pewnego rodzaju marazmie. I lenistwie. Choć nie zawsze w łóżku jest nam absolutnie „perfekcyjnie” – bywa, że po prostu nie chce się nam z niego wychodzić. Coś by się i chciało zrobić, a planowanie tej chwili staje się nawet przyjemne… ale mija godzina za godziną i dalej, minuta za minutą, a nam nic, absolutnie nic sensownego nie udało się dziś zdziałać. Jak wyrwać się z takiego letargu?

Najczęściej wcale nie trzeba wiele, aby zmotywować się do działania. U mnie zazwyczaj potrzeba do tego trzech kroków:

1. Ogarnij się!

Najgorsze co mogę zrobić, to pozostać cały dzień w pidżamie. Zwykle to wyjście do pracy, motywuje mnie do tym podobnych działań, bo do biura po prostu „trzeba się zebrać”. Kiedy jednak jestem w domu, staram się jak najszybciej zjeść śniadanie, wziąć prysznic, ubrać się, ogarnąć włosy i przygotować, jak do wyjścia. To już dobry początek. Jest od razu dużo, dużo lepiej, a ja czuję się przygotowana do rozpoczęcia dnia.

2. Ogarnij przestrzeń!

Nie potrafię pracować, ani robić niczego sensownego, gdy z pokoju roztacza się widok na niepościelone łóżko i sterty rzeczy rozwalonych po pokoju. Drugi krok, to zawsze ekspresowe ogarnięcie mieszkania. Porządkuję więc łóżko i przestrzeń wokół siebie, odkurzam – jeśli widok kurzu na podłodze szczególnie mnie denerwuje (a denerwuje prawie codziennie), odnoszę kubki i talerze do kuchni…
Tak, teraz jest jeszcze lepiej!

3. Włączam sobie ludzką tresurę, czyli licznik Pomodoro

Wolałabym oczywiście sama z radością zrywać się do działania, bez pomocy jakichkolwiek sztuczek, ale skoro tak to nie działa, nie mam już żadnych oporów i męczę samą siebie licznikiem Pomodoro! Dzięki niemu już po 2-3 minutach, każdorazowo jestem sobie wdzięczna, że zdecydowałam się to zrobić. Najgorzej jest rzecz jasna z pierwszą czynnością. Z każdą kolejną nakręca się, przynajmniej u mnie – prawdziwa siła rozpędu. Nie korzystam z licznika w standardowy sposób! Odmierzanie 20 czy 25-u minut w przypadku rzeczy, którymi się zajmuję, nie ma większego sensu – nad niektórymi zwyczajnie wolę spędzić dużo więcej czasu i wcale nie mam ochoty na przerwę. Licznik służy mi więc tylko i wyłącznie po to, abym zaczęła odczuwać presję zrobienia „czegokolwiek”.

licznik czasuTak już jestem zabawnie skonstruowana – tylko niektóre, specyficzne rzeczy, działają na mnie jak zewnętrzne motywatory. Tak na przykład, nigdy nie opuściłam zajęć na siłowni, na które zdecydowałam się w końcu zapisać, tylko dlatego, że bardziej niż cokolwiek innego, denerwowała mnie sama wizja czerwonej kropki za nieobecność, w rubryce mojego profilu. Podobnie jest więc z licznikiem. Jeśli już go włączam, wiem, że nie będę potrafiła oszukać samej siebie i nie zrobić w tym czasie tego, co dla siebie zaplanowałam. Wykorzystuję wspomnianą przypadłość na tyle, ile mogę, wyciskając z niej co najlepsze.

Na każdego zapewne działa coś innego. Warto jednak poznać swoje sposoby i zrobić listę rzeczy, które są Ci niezbędne, aby zyskać poczucie wstępnego choćby „ogarnięcia” i wdrożyć się w tryb dalszego działania. W końcu… najgorzej jest zacząć!

PS. Pomodoro włączam nie tylko w przypadku obowiązków. Stosuję go również wtedy, gdy po prostu chcę się skupić na jednej czynności. Gdy więc chcę się zrelaksować i przychodzi mi ochota na wszystko na raz: czytanie, oglądanie filmu, robienie czegoś rozwojowego – często nie umiem się skupić na niczym konkretnym. Wtedy włączam Pomodoro i daruję sobie odrobinę czasu na konkretną rzecz, np. poczytanie książki. To nic strasznego, uwierzcie – czas mnie nie obowiązuje. Liczy się tylko skupienie na danej czynności, mentalne wyodrębnienie jej spośród reszty spraw i podjęcie akcji. Na mnie działa. Spróbuj, czy sprawdzi się u Ciebie!

tekst: Justyna Zielińska
autorka:  Happyholic.pl

- A word from our sposor -

Pora na rozruch: jak zmusić swojego wewnętrznego lenia do działania?