ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Pan turner kobbieciarniaCzy zauważyliście, że co pewien czas wybucha istne szaleństwo na punkcie dzieł określonego artysty? Ktoś wpada na pomysł opisania, życia dotąd mało znanego twórcy i ku zaskoczeniu ogółu, okazuje się, że nie tylko jego biografia staje się bestsellerem, ale i dzieła nagle zyskują na wartości. Niespodziewanie dowiadujemy się, że tajemniczy do tej pory pan B. miał wspaniałe, acz straszne życie; był geniuszem swych czasów – niedocenianym przez współczesnych. Tak poznaliśmy chociażby Sixto Rodrigueza („Sugar Man”), Margaret Keane („Wielkie oczy”), Fridę Khalo („Frida”).

Na tej samej fali, pojawił się i wypłynął „Mr. Turner”, którego zapowiedź obiecywała ucztę wzrokowo – estetyczną! Jako historyk sztuki czekałam z zapartym tchem na premierę.

Bardzo cenię tego malarza, a jego obrazy wręcz uwielbiam, dlatego już sama tylko myśl o prawie trzygodzinnej przyjemności, jaką bez wątpienia pozostaje dla mnie obcowanie z filmową biografią Williama Turnera napawała mnie zachwytem.

William Turner - Statek niewolniczy Kobbieciarnia
William Turner – Statek niewolniczy

Porywająca muzyka, ekranowe malarstwo, interesująca obsada urzekły mnie niemal od pierwszych chwil polskiego traileru. Ale czy cały film spełnił moje oczekiwania? Z ciężkim sercem, muszę stwierdzić, że nie do końca.

Reżyser i scenarzysta – Mike Leigh miał „pomysł” oraz świetnych aktorów. W moim odczuciu zabrakło mu jednak odwagi, aby pokazać w pełnej krasie, świat tego nietuzinkowego artysty, który wyłamał się ze sztywnego, angielskiego środowiska artystycznego i panujących w nim zasad. Artysty, będącego na ustach krytyków, socjologów i całego społeczeństwa. Człowieka, którego życie od najmłodszych lat, pozostawiało wiele do życzenia (matka cierpiała na zaburzenia psychiczne). Reżyser zaakcentował jedynie niełatwe życie artysty (czemu dawały wyraz pojedyncze sceny rodzinne).

A film? Niewątpliwie zawiera on malarskie odsłony, poetyckie i melancholijne. Fragmenty malowanego płótna przeistaczającego się w krajobraz; urzekające sceny, w których malarz szkicuje nad brzegiem morza. Rzeczywiście, efekt wizualny wart jest obejrzenia, jednak w moim odczuciu, gdzieś w trakcie seansu, cała prawda o Turnerze powoli zanika.

William Turner - Campo Santo 1842 kobbieciarnia
William Turner – Campo Santo 1842

Obraz zawiera zbyt wiele szarości, jak na historię o człowieku kochającym światło. A przecież jego postać była jedną z najbarwniejszych w dziejach angielskiej historii sztuki. Podróżnik, wielbiciel morza i gór, artysta, samotnik; to on wyłamał się z realizmu i idealizmu pejzażowego; to on odrzucił ciemną paletę na rzecz żółci, ultramaryny, bieli, różu i to on ulotnił formę oraz kształty w atmosferze światła.

Malarstwo było dla Turnera wszystkim, a jego postrzeganie świata prezentowało poglądy dalece prekursorskie. W jego dziełach odnajdujemy elementy współczesnej sztuki, która niejednokrotnie to właśnie na nim się wzorowała. W jego obrazach światło na płótnie idealnie uzurpuje największą architekturę, a nawet żywych ludzi. Przeróżne techniki nakładania farby wzbudzały u jednych podziw, u drugich wzburzenie. Jego świat to czysto malarska wizja, eksperymenty ze światłem słońca i poświatą księżyca. To przeniesienie akwarelowych prac na olejne dzieła i potraktowanie ich na równi.

William Turner - Rybak na morzu
William Turner – Rybak na morzu

Ci, którzy mieli możliwość obejrzenia Turnera na żywo nie zaprzeczą, że jego prace są niesamowicie pociągające. Większość obrazów znajduję się w Londynie, nieliczne w Stanach Zjednoczonych. W tej chwili odbywa się wielkie tournée „Late Turner – Painting set Free”, które rozpoczęło się w Tate Britain, a zakończy w The de Young Museum w San Francisco.

Kto może – koniecznie niech zobaczy dzieła geniusza. A jeśli chodzi o samego „Pana Turner’a”? Mimo pewnych braków, zawsze warto obejrzeć obraz, mający na celu przybliżenie twórczości artysty, który miał swój wielki wkład w historię sztuki. Warto przyjrzeć się świetnej grze Timothy Spall’a, nagrodzonego w Cannes właśnie za wcielenie się w rolę angielskiego malarza. Warto odkryć melancholię płócien, aby samemu zagłębić się w ten bogaty dorobek „…giganta i rewolucjonisty z wizją godnego jasnowidza”.

Tekst: Magdalena Leszner-Skrzecz
Autorka bloga: Code de femme

- A word from our sposor -

Spotkanie z mistrzem, poznaj „Mr. Turnera”