ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

TESTUJEMY KOSMETYKI TANIO EKSLUZYWNIE KOBBIECIARNIA

Czy zdarzyło się Wam kiedyś wydać sporo na kosmetyki, a potem nie używać ich, gdyż okazywały się być nieodpowiednimi dla Waszej skóry lub wywoływać efekt uczulenia? Albo cienie – miały być w kolorze granatowym, a na powiece wyglądały jak brudny szary? Założę się, że tak. Przez wszystkie lata mojej pracy wiele nauczyłam się na własnych błędach i wypracowałam metody, które pozwalają mi dzisiaj kompletować kosmetyki w taki sposób, abym ja była zadowolona, a moje Klientki chciały do mnie wracać.

Ostatnio w kosmetyce kolorowej, królują cienie matowe – sięgamy po nie coraz częściej, mimo że coraz trudniej się nimi pracuje; wymagają co prawda większej sprawności w blendowaniu i nakładaniu, ale efekt jest powalający! Warto więc zadbać o prawidłowe ich użycie. Aby osiągnąć wymarzony efekt i nie zniechęcić się do produktu, musimy wybrać go z głową. Niedawno, piękne, matowe odcienie pojawiły się w ostatniej kolekcji marki Inglot – polecam szczególnie kolor głębokiego, morskiego turkusu z kolekcji soft matte. Intensywną kolorystykę powiek można uzupełnić idealnie o proponowany przez markę, analogiczny koloru lakieru do paznokci – nie jest on typowo matowy, ale zostawia na paznokciach delikatną satynową warstwę.

Cena za komplet: cienie plus lakier zapłacicie około 35 zł.

Kolejnym zaskoczeniem jest kolekcja Bell – matowe cienie w siedmiu kolorach – 4 pastelowych i trzech ciemniejszych – dwóch odcieniach szarości i jednym, w barwach oszałamiającego mleczno-czekoladowego brązu. Jeszcze kilka miesięcy temu, w kolorystyce marki, królowały świeże, jasne pastele. Jesienią, adekwatnie do otaczającej nas aury, paletę cieni Bell zdominowały kolory przydymione i ciemniejsze iż dotychczas. Z czystym sumieniem uznaje produkt za godny polecenia – koszt jednego cienia to zaledwie 7 zł. Z wad wymieniłabym zaledwie jedną – cieni nie można skompletować w spójną paletę, gdyż są pakowane pojedynczo. Z zalet – całe mnóstwo, w szczególności ich rewelacyjną konsystencję; cienie nie osypują się, a ich lekko maślana struktura idealnie rozciera się na powiece, pozwalając na uzyskanie pięknego, napigmentowanego matu. W tej samej kolekcji znajdziemy również błyszczyki – dwa rodzaje mlecznych beży i różów, dwie odmienne konsystencje – rzadsza daje lekką poświatę koloru, gęstsza – idealnie nadaje się na chłodniejsze miesiące, dodatkowo chroniąc usta i znacznie dłużej utrzymując się na ich powierzchni.

Kolejny „must have” sezonu, stanowią w moim przekonaniu produkty z serii kremów do twarzy Bielenda – seria CC. W serii znajdują się 4 rodzaje kremów. Dwa pierwsze to krem różowy – przeznaczony dla cery zmęczonej oraz zielony – maskujący zaczerwienienia (te dwa idealnie nadają się do użycia pod podkład). Pozostałe dwa w rodzinie tych kremów, w przeciwieństwie do poprzednich nadają cerze delikatnego koloru – pierwszy z nich utrzymany jest w kolorystyce jednolitego, naturalnego beżu, drugi jest biały, uzupełniony mikrocząsteczkami podkładu, które pękają w zetknięciu ze skórą. W mojej ocenie – rewelacja! Każdy kosztuje około 20 zł.

W tej serii znajdziemy tez kremy do ciała z efektem „blur”, które sprawiają, że skóra nabiera lekko aksamitnego połysku i pozwalają na uzyskanie swoistego efektu poświaty. Dostępne są w kilku kolorach oraz w wersji wodoodpornej. Ich cena waha się także w granicach około 20 zł. Najwygodniej kupować je bezpośrednio na stronie producenta, zwłaszcza że po pojawieniu się na półkach drogerii, schodzą jak ciepłe bułki.

To właśnie moi faworyci, w klasyfikacji kosmetyków z nieco niższej półki cenowej. Ich dostępność na rynku nie powoduje jednak, iż od czasu do czasu nie powinnyśmy zafundować sobie luksusu w postaci kosmetyku z górnej półki. W tym ostatnim wypadku, warto jednak skupić się na produktach kultowych i sprawdzonych, bacząc aby nie dać się zwieść rozreklamowanym nowościom. Idealnym przykładem produktu z charyzmą i klasą, przetestowanego przez miliony kobiet na całym świece, jest puder Guerlain Meteorites – określany inaczej mianem przesławnych Meteorytów, którego szczęśliwą posiadaczką jestem od kilku tygodni. Produkt – w mojej ocenie – rewelacyjny, skuteczny i wydajny, a przy tym przepięknie pachnący! Zapach utrzymuje się na długo po nałożeniu go na twarz i wyczuwalny jest przy każdym, najbliższym zbliżeniu do naszej cery, np. przy powitaniu lub pocałunku w policzek. Na dodatek jest opakowany w piękne, blaszane pudełko w stylu retro. Cena nie odbiega od luksusu sugerowanego przez opakowanie, ale pocieszające jest to, że produkt wystarczy nam nawet na około 2 lata.

Myślę, że o ile w kwestii cieni możemy sobie pozwolić na nieco tańsze zamienniki, o tyle jeśli chodzi o podkład lub puder warto wybierać te, przebadane dermatologicznie, obfitujące w substancje odżywcze, stworzone ba bazie minerałów i odpowiednie do naszej cery. Moim zdecydowanym faworytem, jest płynny podkład matujący Mary Kay oraz mineralny podkład pudrowy tej samej firmy. Używam ich na co dzień osobiście, ale stosuję je również w pracy z Klientkami lub przy wykonywaniu makijaży ślubnych. Cena każdego z nich to około 70 zł, ale oba wystarczają na około 7-10 miesięcy.

Podobnież luksusowym, acz godnym plecenia, produktem z „górnej półki”, jest eyeliner Kryolan – tak zwane ciasteczko („cake eyeliner”). To produkt w kamieniu, który co prawda nie działa „na sucho”, ale za to kreska wykonana nim, przy użyciu mokrego pędzelka nie ma sobie równych. Idealnie pokrywa nawet największe załamania i zmarszczki na powiece, podczas gdy inne linery często sobie nie radzą z tym wyzwaniem. Kosztuje około 50 zł, ale starcza na kilka lat, jeśli używamy go tylko na własne potrzeby.

Recenzje kosmetyków sprawdzają się szczególnie w przypadku tych Klientek, które miewają opory w testowaniu kosmetyków w dyskoncie lub drogerii. Mam więc nadzieję, że i moja okaże się dla Was pomocna;)

Do zobaczenia!

pasek

Dagmara Szolc szkoła wdzięku

Dagmara Szolc – Kosmetyczka i wizażystka

WARSZAWSKIEJ SZKOŁY WDZIĘKU – PERFECTION IS MINE

- A word from our sposor -