Kiedy uśmiechnięty listonosz dostarczył paczkę, pomyślałam: „Nareszcie!”. Czekałam na kolejną, fachową publikację z prawniczego wydawnictwa. Przesyłka wydała mi się jednak zaskakująco mała. „Znowu nie wysłali wszystkiego naraz! Trudno.” – pomyślałam i niechlujnie podarłam tekturowe opakowanie. „Niespodzianka!” – wnętrze przesyłki wywołało mój szeroki uśmiech. Zapomniałam już o tym, że od czasu rozmowy z KoBBieciarnią, oczekiwałam na pachnący jeszcze drukiem wydawniczy hit tegorocznej jesieni. „Trochę inny dziennik. 52 Listy na każdy tydzień roku. Cóż – pomyślałam – Zobaczmy i przetestujmy na własnej skórze…”
„Trochę inny dziennik. 52 Listy na każdy tydzień roku”, autorstwa Moorei Seal to jedna z najbardziej wyczekiwanych pozycji tego sezonu. Oryginalność tej świeżej na rynku publikacji, leży w jej niezwykle nowatorskiej, rzec można – eksperymentalnej formule. Okazuje się bowiem, że dziennik, nie jest przeznaczony do czytania, a do samodzielnego uzupełnienia. Przed datą polskiej premiery książki, „Trochę inny dziennik…” zapowiadany był, jako idealna propozycja, dla amatorów porządkowania swojej rzeczywistości przy pomocy wszelkich list, plannerów i organizerów. Czy po rewelacyjnej zapowiedzi na rynku literatury użytkowej, dziennik typowany jako niekwestionowany hit tegorocznej jesieni, spełni oczekiwania czytelniczek? O wrażenia płynące z „pracy” z Dziennikiem, postanowiliśmy zapytać nasze 2 Redaktorki – Magdalenę Wojdałę oraz Kamilę Rosik:
Magdalena Wojdała – adwokat, właściciel Kancelarii Prawa Kanonicznego, znawczyni zagadnień sukcesji gospodarczej; prywatnie – zapalona entuzjastka wymagającej literatury użytkowej i specjalistycznej.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy w przypadku „Trochę innego dziennika…”, to niezwykle przyjemna dla oka szata graficzna. Nawet jeśli zatem – wierna stereotypom, osądzisz książkę po okładce, już ona sama, winna zachęcić Cię do postawienia Dziennika w widocznym miejscu Twojej prywatnej biblioteczki. Szybkie przekartkowanie publikacji, potwierdziło wstępny zachwyt – nie tylko okładka, ale całość Dziennika, prezentują wyjątkowo atrakcyjną, kobiecą oprawę graficzną. Nie bez przyczyny podkreślam ten fakt kilkakrotnie – to niewątpliwa zaleta. Pamiętaj, że zgodnie z założeniami publikacji, książka ma za zadanie towarzyszyć Ci, aż przez 52 tygodnie życia. Ta okoliczność wzbudza we mnie jednak pewne obawy. Przypuszczam bowiem, że miękka, tekturowa okładka może nie wytrzymać roku w dobrym stanie. Warto pomyśleć zatem o twardej oprawie Dziennika, także we własnym zakresie.
„Trochę inny dziennik…” usystematyzowany został wedle kolejno następujących po sobie pór roku. To następne, ciekawe i niewątpliwie warte odnotowania rozwiązanie. Swoją przygodę z „Dziennikiem”, możesz rozpocząć bowiem w dowolnej chwili. Nie ma potrzeby czekać więc, na rozpoczęcie nowego roku lub miesiąca. Nie wypadając z „obiegu”, ani nie odrywając się od otaczającej Cię aury, możesz zacząć wypełniać jego karty, choćby dzisiaj – listy opracowane na potrzeby poszczególnych pór roku, dopasowane zostały bowiem do klimatu towarzyszącego kolejnym kwartałom, wiernie oddając nastrój i aurę pogodową, towarzyszącą ich nadejściu.
Osobiście, rozpoczęłam od jesieni; paczka z dziennikiem dotarła do mnie na długo po tym, gdy wysokie temperatury opuściły ostatecznie moją okolicę. Pierwsza lista, nad którą pochyliłam się przy wypełnianiu Dziennika, nosiła tytuł: „Piosenki na poprawę nastroju”. Bez głębszego zastanowienia wpisałam więc na listę kilka ulubionych utworów. Sądziłam, że proces pracy z książką zakończy się na etapie prostych pytań i odpowiedzi; nic z tych rzeczy. Konstrukcja Dziennika świadomie i systematycznie skłania czytelnika do myślenia i samopoznania. Następne listy przysporzyły mi jeszcze więcej trudności i refleksji.
Tak już jest z Dziennikiem. Myślisz sobie: Niby nic – ot co, piosenki, które poprawiają nastrój, a jednak. Trzeba się zatrzymać, zastanowić, spojrzeć w głąb samej siebie i odpowiedzieć na z pozoru proste pytanie. Trzeba nam spędzić ze sobą chwilę, sam na sam. No, może nie tylko z sobą. Osobiście, jako towarzystwo wybierałam bowiem ciepłą, pachnącą cynamonem herbatę…
Bywa, że poza zrozumieniem samej siebie i wsłuchaniem się w swoje „Ja”, z Dziennika płyną także inne korzyści. Niektóre listy skłaniają do oczywistej zmiany sposobu myślenia. Ot, choćby lista: To, co najbardziej lubisz w jesieni… „Przesadzili – pomyślałam – za co lubię jesień?! To ja ją w ogóle lubię?”. I znów, wystarczyła chwila zatrzymania i odrobina refleksji, aby przyznać: „Przecież lubię jesień! Piękne mgły, niesamowite światło nisko zawieszonego słońca, przygaszony klimat opustoszałego parku…”. Nagle udało się ją polubić.
„Trochę inny dziennik” to ciekawa propozycja dla wszystkich, którzy tak jak ja, nie mają motywacji do prowadzenia pamiętnika, a choć przez kilka chwil chcą pomyśleć o sobie i tematach zaproponowanych przez autorkę. Każdy wyciągnie z niego coś dobrego. Nawet jeśli nie będą to oczywiste korzyści i diametralna zmiana poglądów, jedno jest pewne: spędzicie trochę czasu w doborowym towarzystwie…
Kamila Rosik – profesjonalny doradca zawodowy, prawdziwe wsparcie w zakresie przygotowania profesjonalnych dokumentów aplikacyjnych oraz skutecznego poszukiwania pracy; prywatnie – wymagająca miłośniczka literatury.
Na swój egzemplarz ,,Trochę innego dziennika…”, autorstwa Moorea Seal, czekałam z niecierpliwością dziecka. Z tajemniczych informacji otrzymanych od KoBBieciarni, wiedziałam jedynie, aby spodziewać się „książki zupełnie nietypowej”. Nieszablonowość projektu, tym silniej podsycała moją ekscytację. Już po otwarciu koperty wiedziałam, że to Dziennik zupełnie nie-zwyczajny. Przewiązany jutowym sznureczkiem, z ręcznie wypełnioną dedykacją – sprawiał wrażenie pieczołowicie dobranego prezentu; tym milszego, bo otrzymanego bez okazji.
Otwierając Dziennik czułam się trochę jak mała dziewczynka, która zagląda do sekretnego notesiku; pamiętnika, w którym planuje zapisać w przyszłości, swoje najskrytsze myśli. Ultra kobiecy nastrój, towarzyszy zresztą całej publikacji. Szata graficzna Dziennika przemyślana została tak, aby każda kobieta znalazła w niej odrobinę siebie.
Ideą książki jest tworzenie najróżniejszych list. Jest ich 52, dokładnie tyle, ile tygodni w roku. Autorka wprowadziła podział na cztery pory roku, w każdej porze, wyznaczono miejsce na wypełnienie 13 list. Listy pozostają tematycznie powiązane z daną porą roku. Na przykład zimą, możemy znaleźć czas na poszukiwanie najprzyjemniejszych sposobów spędzania czasu, jesienią piosenek, które poprawią nam nastrój.
Dlaczego akurat listy? Takie pytanie zada zapewne nie jeden mężczyzna – my, kobiety wiemy jednak, że jesteśmy mistrzyniami w tworzeniu i realizowaniu planów, według najrozmaitszych organizerów. Począwszy od zakupów, skończywszy na celach zawodowych. Autorka postanowiła zatem pójść w temacie o krok dalej, proponując czytelniczkom znacznie więcej, niż tylko prosty spis rzeczy i punktów do zrobienia. Oprócz przyjemnych tematów związanych z ulubionymi cytatami, piosenkami czy podróżami, listy odnoszą się do spraw, o których nie myślimy w codziennym pędzie, starając się odkładać je na lepszy moment – trudne wydarzenia z naszej przeszłości, sposoby na uwolnienie prawdziwego „Ja”, idealne sposoby na pokochanie siebie. Wypełnienie takiej listy wymaga refleksji, czasu i szczerości wobec samego siebie.
Z początku planowałam wypełnić listy zawarte w części o jesieni; byłoby to zresztą najbardziej logicznym rozwiązaniem, jako że właśnie wtedy otrzymałam przesyłkę. Mój wewnętrzny perfekcjonizm zacierał już ręce na taki obrót sprawy… Postanowiłam jednak podrażnić go odrobinkę i wbrew swoim zwyczajom, wybrać trzy, zupełnie przypadkowe listy. W końcu to Dziennik zupełnie inny niż wszystkie…
Moja przygoda z Dziennikiem zaczęła się więc od wypełnienia listy nr 3 zatytułowanej: „Najszczęśliwsze momenty w Twoim życiu”. Wydawało mi się, że pójdzie gładko – w końcu przypominanie sobie przyjemnych sytuacji z przeszłości, z założenia winno cechować się poczuciem radości. Okazało się jednak, że zamiast sypać przykładami „jak z rękawa”, utknęłam w miejscu. W pamięci cedziłam różne wydarzenia. Zaczęłam zastanawiać się, co znaczy dla mnie szczęście? Jak je zdefiniować? Co wpłynęło na to, że w tej danej chwili odczuwałam je całą sobą i czy dalej myślę o nim w ten sposób. W głowie pojawiło się mnóstwo pytań, z którymi przyszło mi zmierzyć się, aby pójść dalej. Ta krótka retrospekcja, uzmysłowiła mi, jak wiele radości spotyka mnie każdego dnia i jak trudno jest wyłuskać z niej tą, która liczy się najbardziej.
Przyszła i pora na listę nr 15. ,,Podróże Twoich marzeń”. Autorka Dziennika zachęca w komentarzu, aby nie skupiać się jedynie na konkretnych miejscach, ale na sposobie spędzania wolnego czasu; rytuałach, które mogłabym wykorzystywać także będąc w domu. Choć zabierając się za tworzenie listy, miałam już w głowie gorące plaże i błękitne oceany, postawiłam zamiast nich, na poczucie totalnej wolności – od zobowiązań, terminów, od szarej rzeczywistości. Poskutkowało. Zrozumiałam, że właśnie o to chodzi, w idealnym planie relaksu.
Na koniec, zostawiłam listę 44: ,,Słowa, które potrafią ogrzać Twoje serce”. Wybrałam ją zaintrygowana tytułem. „Co mogłoby poruszyć mnie i rozgrzać do głębi?” – pomyślałam. Z początku przeszło mi przez myśl, najprostsze w świecie: „Kocham Cię”. Jako singielka nie słyszę go jednak zbyt często. „Czy powinnam się tym martwić? I tu Cię mam!” – pomyślałam po chwili. Wkrótce doszłam do wniosku, że zbyt wiele uwagi przywiązywałam do tego, co mówią o mnie inni. Uświadomiłam sobie, że najważniejsze słowa, które powinny ogrzewać moje serce, to te, które kieruję sama do siebie. Na początku powiedz więc samej sobie: „kocham siebie”, a dopiero później oczekuj, aby mówili tak do Ciebie inni.
Wypełnienie Dziennika powinno zająć rok – ja, miałam jedynie kilka tygodni, aby zapoznać się z nim i ocenić go dla Was. Wystarczyło. To, co mogę dziś obiecać każdemu, kto sięgnie po wspomnianą pozycję, to gwarancja wielu interesujących przemyśleń i emocji, pojawiających się podczas spisywania list, składających się na Dziennik.
Dziennik zapewnia podróż w głąb ukrytych marzeń i pragnień. Odsłania jednak i lęki. Dzięki listom można uświadomić je sobie tym bardziej i podjąć działania, aby wyeliminować z życia niewygodne kwestie. Ważne, aby zachować szczerość z samym sobą, a listy potraktować jako spowiedź, nie zaś – pobożne życzenie o istnieniu wyidealizowanej rzeczywistości.