Każdy z nas w ciągu tygodnia ciężko pracuje, ma milion spraw na głowie, a doba wcale nie chce się magicznie wydłużyć. Łączymy ze sobą obowiązki szkolne, pracownicze, rodzinne, chcemy rozwijać siebie i swoje pasje. Nic więc dziwnego, że kiedy nadchodzi weekend lub kilka dni wolnego, mamy ochotę przenieść się w inny wymiar, zapomnieć o całym świecie, szarej codzienności i po prostu odpocząć. Odpocząć nie tylko od naszych spraw, ale też od otoczenia specyficznego dla XXI wieku – komputerów, komórek, Internetu.
Od dłuższego już czasu chodził mi po głowie weekend w rytmie slow. Najlepiej w jakimś miejscu na uboczu, z dala od ludzi, cywilizacji, tego zawrotnego pędu. Okazuje się, że znalazłam miejsce idealne, które spełniało wszystkie moje wymagania. A teraz do tego miejsca zabiorę i Was!
Dolny Śląsk obfituje w przepiękne pałace i zamki. W niektórych z nich oprócz tego, że można je zwiedzić, można nawet zamieszkać na kilka dni. Jednak pałac, o którym za moment Wam opowiem, ogromnie różni się od wszystkich tego typu miejsc, które dotąd poznaliście. To Pałac Kamieniec. Jeśli myśląc o pałacu macie przed oczami złote zdobienia, ciężkie ramy luster, dębowe meble i aksamitne, zakurzone kotary to … jesteście w błędzie…
Ten pałac przez długie lata był miejscem, w którym rodzina Baronów wiodła sielskie życie. Podczas gdy Baron rozgrywał partyjki z zaproszonymi gośćmi – dzieci wesoło biegały w ogrodzie, o który z kolei dbała Baronowa. Nieco później dla pałacu nastały gorsze czasy. Wojna i komunizm sprawiły, że zmienił się w ruinę. I tak sobie biedaczek stał samotnie wśród gór, pól i lasów. Aż pewnego dnia prosto z Warszawy przyjechali nowi właściciele, aby tchnąć w niego nowe życie. Tak też się stało – dzięki tym wspaniałym ludziom Pałac Kamieniec dostał drugą szansę i zachwyca tych, którym jest dane go odwiedzać.
Droga do Pałacu wiedzie pod górkę i może przyprawić o zawrót głowy – od wspaniałych widoków i dziur, po których autem jedzie się w sposób iście wyskokowy. To taka nasza polska Toskania – jeśli trafi się na piękną pogodę widoki są tutaj naprawdę bajeczne! Jeśli natomiast trafi się na deszcz, to atmosfera jest iście filmowa. Pałac od jakiejkolwiek cywilizacji oddalony jest o kilka kilometrów, więc panuje tam cisza, spokój i tylko śpiew ptaków od czasu do czasu uprzyjemnia nam życie – to się nazywa życie w rytmie slow!
Kiedy znalazłam się już w pokoju i zatopiłam w ogromnym łóżku pełnym poduszek, z książką w ręce i kubkiem białej herbaty, jedyne co słyszałam to właśnie cisza i krople deszczu rozbijające się o parapet…
Pałac urządzony jest w stylu gustawiańskim – tę ciekawostkę wyczytałam w gazecie, ale przyznam, że wcześniej o takim stylu nie słyszałam. Ponoć wziął się on od prostej wersji szwedzkiego króla Gustawa III, którą wymyślił on po pobycie w Wersalu kiedy to stwierdził, że wszystko tam jest piękne, ale zbyt drogie. Jak dla mnie to połączenie właśnie stylu gustawiańskiego, czyli szwedzkiego z prowansalskim. Jak ja kocham takie wnętrza! Bez zbędnego przepychu, z klasą, prosto, schludnie i przytulnie.
Cały Pałac oferuje 10 pokoi, z których każdy urządzony jest inaczej i każdy ma w sobie coś szczególnego. My wybraliśmy pokój nr 1, czyli jedyny apartament – dawny pokój Pani i Pana domu. Kiedy tylko przekroczyłam jego próg oniemiałam z zachwytu. Bajka, po prostu bajka! Apartament ma ogromne łóżko z baldachimem, wygodną kanapę i krzesła oraz łazienkę, w której dumnie stoi wanna, jakby wyjęta z moich marzeń.
Z okna rozciąga się cudowny widok na przypałacowy ogród i dalej na pobliskie góry. Kiedy pogoda jest ładna, w ogrodzie można zorganizować sobie piknik lub po prostu zjeść obiad na tarasie.
Muszę w tym miejscu wspomnieć, że nigdy wcześniej nie spotkałam tak miłych, pomocnych i przyjaznych osób jak właśnie w Pałacu Kamieniec. Kiedy chciałam wybrać się na spacer po okolicy, Panie z recepcji dzielnie tłumaczyły mi gdzie, jak i którędy mam pójść. Dbały o to, aby niczego nam nie zabrakło, byśmy wyjechali stąd jak najbardziej zadowoleni z pobytu. Tak też się stało. Straciłam głowę dla tego miejsca! Wejdźmy jednak do środka i sprawdźmy, co dobrego nas czeka.
W całym Pałacu cichutko sączy się muzyka klasyczna, która idealnie tworzy klimat. W kuchni przez cały czas dla gości dostępna jest herbata, kawa, soki, woda i świeżo wypiekane ciasteczka i bezy. Wszystko pyszne i pięknie podane!
Pałac to jednak nie tylko pokoje i kuchnia. To także kawiarnia, w której posłuchać możemy delikatnego jazzu, pograć w stylowe szachy, poczytać, zrelaksować się… Właściwie na każdym kroku w Pałacu wpadamy na możliwość wypoczynku.
Moje serce podbiło także jedzenie. Co dzień inne danie, przygotowane ze starannie dobranych składników. My trafiliśmy na krem z pomidorów, indyka z wiosennymi warzywami, a na deser podana została panna cotta z musem z mango, lodami z zielonej herbaty i malinami. Poezja!
Śniadanie serwowane jest w formie szwedzkiego stołu. ogromny wybór jaki tu panuje, może przyprawić nas o kolejny zawrót głowy.
W Pałacu spędziliśmy cudowne, magiczne chwile. Jestem oczarowana aurą, która tam panuje. Niesamowity klimat, spokój, którego tak bardzo na co dzień nam brakuje – przepiękne otoczenie i ludzie, którzy to wszystko tworzą. Jeśli zaś o tych ostatnich chodzi, warto wspomnieć, iż Pałac mieści maksymalnie 25 osób, co dodatkowo sprzyja kameralnej atmosferze. Podczas naszego pobytu poza nami i personelem były tu jeszcze tylko 3 pary. Chwilami doprawdy mieliśmy wrażenie wylądowania w innym wymiarze. Osobiście jestem zachwycona i już dzisiaj wiem, że do Pałacu wrócimy całkiem niedługo, aby podziwiać go w letniej odsłonie. Polecam każdemu taki weekend – naładowanie baterii na cały tydzień gwarantowane!
Pozdrawiam,
Daria Świetlik
autorka bloga: My gorgeous life
Bardzo zachęcająco i przekonywująco.