ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

dystans do siebie i życia justyna zielińska happyholic kobbieciarnia

Szczerze? Byłam prawdopodobnie mistrzem świata w spinaniu się i zamartwianiu na każdy możliwy temat – „Co sobie ktoś pomyśli jak zrobię to czy tamto?”; „Czy ktoś nie pomyśli sobie, że go olewam jeśli czegoś nie zrobię?”; „Musiałam się strasznie skompromitować, na pewno wszyscy widzieli moją pomyłkę!” itp. itd.

Jeśli tylko można było się przejmować, że coś nie wyjdzie (prezentacja, egzamin, spotkanie – cokolwiek) – ja na pewno się tym martwiłam i wypruwałam z siebie żyły, żeby zadowolić swoje własne poczucie perfekcjonizmu i wszystkich dookoła.

Ale na szczęście nadszedł czas na zmiany i wyrobiłam w sobie kilka nawyków, które pomagają mi bardzo skutecznie uwolnić się od mojego wcześniejszego „spięcia”. Nauczyłam się luzować w różnych sytuacjach. Jak? Przyswajając sobie kilka mądrych myśli i strategii. Chcecie się dowiedzieć jak to osiągnęłam? Zapraszam poniżej!

1. Zawrzyj ze sobą pakt o nieagresji

Potrafimy być swoimi największymi wrogami – jestem tego pewna. Nikt lepiej nie sabotuje naszych pomysłów, starań, marzeń i planów, niż my sami. „Nie nadajesz się do tego”, „Zostaw to, tylko się ośmieszysz”, „Beznadziejnie dziś wyglądasz, siedź dzisiaj w domu”… Dramat, a w dodatku zwykle – stek totalnych bzdur.

A może tak popróbować samo-przyjaźni ?

To w największym skrócie (szerzej na ten temat w podlinkowanym powyżej wpisie) traktowanie samego siebie tak, jak zrobiłby to nasz przyjaciel. Na początku może to wydać się nienaturalne i dziwne (nic dziwnego jeśli przez ponad kilkanaście lub kilkadziesiąt lat mówiliśmy do siebie samego jak do nieudacznika), ale po czasie buduje znacznie większe poczucie własnej wartości i rodzaj mocnego wsparcia w samym sobie. Cenne.

2. Zawsze będą gorsi i lepsi – porównywanie się jest głupie

Wiem, że czytałeś/aś to setki razy, ale zawsze są dwie strony medalu. Zawsze będzie ktoś z większym biustem, lepszą furą, bardziej zawrotną karierą. Z drugiej strony będzie cała masa dziewczyn, które marzą o twoim wyglądzie, bo same zamartwiają się innymi kompleksami. Spotkasz wiele kobiet, które mają gorszy samochód, zegarek czy mieszkanie niż ty. Kogoś, kto zarabia mniej. Porównywanie się z innymi jest już z zamysłu tak potwornie głupie, że hej.

Wiadomo, łatwiej napisać niż zrobić. Każdy w pewnym stopniu z automatu umieszcza się na różnych skalach w przeróżnych wewnętrznie tworzonych rankingach. Pewnie nie ma w tym nic złego, jeśli z tyłu głowy mamy myśl, że to nie jest żadna wyrocznia, która powinna wpływać na nasze samopoczucie czy własną wartość. Najrozsądniej jest dążyć po prostu do najfajniejszej wersji SIEBIE. O czym ciekawie pisała ostatnio Edyta.

3. Nie traktuj siebie tak poważnie – inni tego nie robią

Ludzie NAPRAWDĘ nie są tak zainteresowani tobą i twoimi potknięciami, jak ci się wydaje. To pewnie dość egoistyczne, ale w przeważającej części czasu każdy z nas myśli po prostu o… sobie.

Kiedy poplamisz sobie sukienkę i masz wrażenie, że każdy, po prostu każdy na imprezie śmieje się z ciebie w myślach i nadaje ci tytuł flejtucha roku, tak naprawdę wszyscy (lub ewentualnie 99,9% ludzi) ma to po prostu gdzieś. Może i ktoś to zauważy i odnotuje fakt, że coś ci się wylało, ale to jest tak nieistotne dla jego własnego życia, że po sekundzie puści to w niepamięć. I zacznie myśleć o swoich własnych problemach, codziennych sprawach i o tym czy wszyscy wpatrują się w jego pryszcz na czole. Naprawdę.

Potrzebujesz dowodu? To proste. Zastanów się, czy sam przez kolejny tydzień analizujesz z rozkoszą w głowie fakt, że ktoś się przejęzyczył lub zrobił coś głupiego. Podejrzewam, że nie. I że bardzo szybko po każdej takiej obserwacji wracasz do świata kręcącego się wokół twojej własnej osi.

Następnym razem gdy wypalisz coś głupiego, popełnisz jakieś faux pas, cokolwiek – nie przejmuj się tym. Gwarantuję, że nikogo to nie obchodzi.

4. Zacznij wreszcie dbać o siebie – powiedz „nie” (chociaż czasem)

Asertywność… Niełatwa sprawa – przynajmniej dla części z nas. Ciężko nauczyć się stawiać siebie samego nieco bliżej w początku łańcuszka osób, które chcemy zadowolić. Jeżeli cały czas przyłapujecie się na tym, że robicie coś tylko po to, by zadowolić kogoś innego, to z dużym prawdopodobieństwem macie – tak jak ja – problemy z asertywnością. To w mojej definicji nieumiejętność stawiania swojego dobra na równi z innymi, problem z dbaniem o swoje własne potrzeby.

Szczerze? Nie mam jeszcze całkowicie sprawdzonego sposobu jak sobie z tym poradzić. Póki co, staram się po prostu jak najczęściej dać sobie trochę czasu, zanim zobowiążę się do kolejnej rzeczy, na którą kompletnie nie mam ochoty tylko po to, by kogoś zadowolić. Staram się dać dojść do głosu sobie samej. Uczę się formułować proste postulaty – z tym czego chce, a czego nie. Uczę się mówić jasno i szczerze o swoich potrzebach. I to pomaga.

Jeżeli jesteście – jak ja – mistrzami w byciu nieasertywnym, to inni mogą nawet nie mieć pojęcia, że nie macie na coś ochoty. Bo tak świetnie potraficie zakamuflować własne zdanie i odczucia. Być może będą osoby, którym nie będzie pasować to, że nagle macie swoje zdanie i nie chcecie czegoś robić. Ale może to być znak, że przez lata ci ludzie po prostu wykorzystywali waszą słabość. Pamiętajcie, że naprawdę bliskie osoby będą szczęśliwe, że przestaliście udawać i ukrywać swoje odczucia. Szczera rozmowa potrafi w takim wypadku zdziałać cuda. Piszę to naprawdę z własnej, mocnej autopsji.

120925030723-health-positive-thinking-story-top

5. Filozofia „Fuck it”

Jeden z moich ulubieńców – bazujący na innowacyjnym w swej prostocie pomyśle z książki „Filozofia f**k it, czyli jak osiągnąć spokój ducha”. Samej książki (jeszcze) nie czytałam, co więcej, już po pobieżnym jej przejrzeniu widzę, że razi mnie w niej wiele rzeczy, ale jednak sam pomysł na to, by uwolnić się od swojej ugrzecznionej wersji, od potrzeby kontrolowania wszystkiego i wszystkich, od zamartwiania się błahostkami bardzo, bardzo mi się podoba. Jak możemy przeczytać w jej opisie: „Powiedz 'pieprzę to’ i od razu poczujesz się lepiej”.

Może to proste, prymitywne, ale faktycznie działa. I tak możemy mówić w myślach, pod nosem czy nawet głośno „pieprzę to”, kiedy coś idzie nie do końca po naszej myśli, gdy coś nas wkurzy, gdy zaczynamy przejmować się totalnymi głupotami. Osobiście wolę nieco bardziej „soczyste” określenie, które jeszcze mocniej mnie relaksuje. I chociaż w rozmowach i kontaktach z ludźmi wyjątkowo mocno staram się unikać przekleństw, to jednak sama przy sobie lub właśnie w myślach lubię sobie porządnie zakląć. Ulga natychmiastowa 🙂

Myślę, że to szczególnie ważne dla dziewczyn, którym całe życie wszyscy powtarzali, że trzeba być grzecznym, ułożonym i którym wbijano w głowę długaśną listę oczekiwań i zakazów – co może a czego nie powinna robić dobrze wychowana dziewczynka a później kobieta. I nie mówię, żeby to wszystko puścić w niepamięć, zupełnie nie o to mi chodzi. Wiele (jak nie większość) z tych rzeczy to naprawdę dobre rady. Po prostu z czasem możemy tak bardzo starać się sprostać tym wszystkim grzecznym, kulturalnym oczekiwaniom, że staniemy się jak balon wypełniony pompowaną latami złością. Osobiście uważam, że lepiej od razu ją nieco spuścić i wyluzować. Tak jest prościej 🙂

Nie przejmuj się drobnostkami, nierealnymi oczekiwaniami i tym wszystkim, co na co dzień doprowadza cię do szału – pieprz to.

6. Odpuść – nie zawsze wszystko musi być perfekcyjne

Swego czasu mieliśmy w telewizji wysyp programów o perfekcji – perfekcyjna pani domu, perfekcyjne ciała, perfekcyjne talenty. Każdy musi być najlepszy. Najlepiej we wszystkim. I nagle przyszło olśnienie. Że to wszystko może być bzdura. Dom może być po prostu wysprzątany, nie musi błyszczeć. Nikt nie będzie robił nam testu białej rękawiczki. A nawet jeśli? Świat się nie zawali z powodu jednej nieodkurzonej półki. Tak samo we wszystkim innym.

Oczywiście jeżeli coś bardzo cię kręci, możesz chcieć być w tym najlepszym. Popieram! Ale to nie oznacza, że oprócz tego musisz spełniać się na najwyższym poziomie jeszcze w 20 innych życiowych dziedzinach. To może się skończyć tylko i wyłącznie frustracją.

Dla mnie największe otrzeźwienie przyszło po tym, jak zrewidowałam swoje początkowe oczekiwania właśnie wobec bycia 'perfekcyjną panią domu’. Wprowadzając się do mojego chłopaka miałam plan, by wszystko po prostu lśniło na wysoki połysk, codziennie na stół wjeżdżał obiad z dwóch dań i deseru a ja przy tym wszystkim tryskam energią, dobrym humorem i oczywiście wyglądam jak milion dolarów. Nikt tego ode mnie nie wymagał, sama wyznaczyłam sobie jakieś kompletnie nierealne cele.

Bardzo szybko przekonałam się, że tak nie będzie. Że nie poświecę swoich zainteresowań, bloga, spotkań z ludźmi i wszystkiego innego, żeby codziennie godzinami sprzątać. Że nie wszystko musi zawsze być zrobione na tip-top. I wiecie co? Bardzo fajnie żyje nam się tak, jak jest. Normalnie. Czasem w zlewie leżą jakieś talerze, czasem pranie nie jest zrobione, ale to nic. We wszystkim da się znaleźć złoty środek. I o ile nie dałabym rady mieszkać w zabałaganionym i brudnym mieszkaniu, to pozwalam sobie na bycie nieperfekcyjną panią domu. Po prostu.

Polecam też mój tekst o perfekcjonizmie kontrolowanym – czyli 80% wystarczy.

7. Shikata ga nai

I na koniec moje ulubione japońskie powiedzenie – „shikata ga nai”. To może nawet coś podobnego do „Fuck it” tylko dużo spokojniejsze i stonowane. A oznacza proste słowa: „Nie ma na to rady”.

Już lata temu spodobało mi się to stwierdzenie i zaczęłam powtarzać sobie „shikata ga nai” gdy zabrakło mi 30 sekund by zdążyć na pociąg, gdy stałam w korku itp. Aż w końcu weszło mi w krew. I naprawdę zaczęłam znacznie mniej denerwować się takimi nieprzewidzianymi wypadkami. Gdy na coś nie mamy wpływu, to choćbyśmy nie wiem jak się złościli, niczego nie zmienimy. Wtedy warto po prostu odpuścić.

Pozdrawiam, Justyna Zielińska

źródło: Happyholic.pl

- A word from our sposor -

Wyluzuj – czyli jak w 7 krokach nabrać większego dystansu do siebie i życia