ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

mama nie idealna kobbieciarnia

Dialog mamusiek (podpatrzony na Facebookowym rysunku)
ojej, co pani robi, że córeczka jest taka samodzielna?
pozwalam jej…

Jakie to proste, a jednocześnie jakie skomplikowane. Bo ja niby chcę pozwalać, ale:
– durne przekonanie, wbite w głowę, że zrobię to szybciej, bo inaczej będziemy się cackać godzinami…
zrobię lepiej, co akurat nie dziwne, bo tysiąc razy to robiłam, nie pamiętając, że kiedyś był ten pierwszy/drugi/piaty nieporadny raz
bałaganu się przy tym narobi co niemiara, kto to potem będzie sprzątał
– inne, równie śmieszne argumenty, w zależności od sytuacji

Efekt? Sama zaiwaniam przy wszystkim, a jak przypadkiem dopominam się pomocy, to protest jest stanowczy. Ryk i głośne – dlaczego ja?

Wtedy od razu włącza mi się wnerw: a dlaczego ja? I zaczyna się jatka.

Mam tu na półce mądre książki, które uczą że… dzieci, które mają obowiązki domowe lepiej radzą sobie w życiu. Mają lepsze relacje z rówieśnikami. Osiągają lepsze wyniki w nauce… Internet strzela we mnie podobnymi treściami niemal codziennie. Hm, kiwam głową, potakując samej sobie, że to sama prawda i nic więcej. A chwilę później, gdy przychodzi co do czego, łapię za miotłę, szmatkę czy inny pożyteczny przy porządkach przyrząd.

Jestem w tej materii trochę obciążona genetycznie. Moja mama… cholera, chociaż nie ma jej ze mną ponad ćwierć wieku, wciąż brakuje, wciąż brakuje!

W każdym razie moja mama, zabierając się do gotowania obiadu czy mycia podłogi zwykła mawiać: zrobię to sama, ty się jeszcze w życiu napracujesz! Nie byłam wyrywna do pomocy, więc skwapliwie korzystałam z tej „wolności”. Bo to nie była wolność absolutna. Mama pracowała zawodowo, z rodzeństwa jestem najstarsza więc czasami nie było – zmiłuj się. Czasy też były inne, nad dziećmi nie rozczulano się przesadnie, o bezstresowym wychowaniu nikt nie słyszał. Wręcz przeciwnie, w naszej umiarkowanie katolickiej rodzinie hołdowano raczej zasadzie „rózeczką duch święty dziateczki bić radzi”. No cóż. Trzeba było w ogródku pielić, schody myć, odkurzać, w piecu palić…

Cholerna teoria. Teoretycznie to ja jestem bardzo do przodu. Szwankuje z praktyką. Z wprowadzaniem samodzielności jest to samo. Czytam – Nasze dzieci to największe pierdoły na świecie?, i zastanawiam się, czy słusznie postawiono tu znak zapytania, czy może przydałby się wykrzyknik. Albo zwykła kropka, jak w następnym zdaniu – hodujemy zombi, które nie wiedzą kim są.

Lubię być tu i teraz, chociaż oczywiście myślę o przyszłości. Swojej, też… ale przede wszystkim o świetlanej, dla mojej córeczki. Czy jednak daję jej do tego wystarczające podwaliny.

Z tą samodzielnością to świetny pomysł, ale… ona jest jeszcze taka malutka. Przecież jeszcze się w życiu napracuje…

Jolanta Reisch-Klose

mamanieidealna.blog.onet.pl

- A word from our sposor -

Zrób to sama. Raczej niech zrobi mama!