W kalendarzu wtorek, ale właśnie dlatego – na osłodzenie trudów i znojów dnia powszedniego, chciałabym podzielić się z Wami w dniu dzisiejszym, letnim powiewem wspomnień o minionym, literackim weekendzie.
Popołudniową, weekendową porą – zwłaszcza letnią, gdy czasem zdarza się nam zasiąść na zielonej trawce, nad szumiącą falą jeziora/morza/oceanu (niepotrzebne skreślić) zastanawiamy się czym umilić swój czas podczas nabierania naturalnej, nie-tubkowej opalenizny. Zazwyczaj sięgamy wówczas po tabloidy, modowo-ciuszkowe wielkie tytuły miesięczników, których coraz to bardziej ambitnych nazw, nikomu podawać nie muszę. Czasami jednak (ja mam tak chyba zdecydowanie za często) nachodzi nas potrzeba na pochłonięcie czegoś nietuzinkowego i ciekawego – z polotem, a zarazem nieprzekraczającego nieprzełykalnych „na raz” 400 stron. Czegoś jednocześnie stymulującego nasze szare, czasem zastane od stresu obszary zwojów mózgowych, a jednocześnie lekkiego, wywołującego nieukrywany uśmiech pod nosem, podczas „połykania” kolejnych stron.
Niedzielne popołudnie, delikatna bryza znad jeziora, krzyki dzieci bawiących się nieopodal. Co można by było skonsumować w taki słoneczny, spokojny dzień? W oddali od zgiełku miasta, nad pięknym Olsztyńskim jeziorem postanowiłam zdecydować się na dawno nie „odwiedzanego” na półce z książkami Milana Kundere i jego najnowszą książkę, którą uraczył nas po około 5 latach nieobecności na pisarskim rynku.
Dla Pań nie zapoznanych jeszcze z tym jakże wartym przedstawienia pisarzem śpieszę z wyjaśnieniem. Milan jest czesko-francuskim pisarzem urodzonym 1 kwietnia 1929 w Brnie, znanym szerszej publiczności głównie dzięki swojemu dziełu „Nieznośna lekkość bytu”. Paniom, które nie zmotywowały się jeszcze do tego, aby przyswoić ten sławetny ostatnimi czasy tytuł – polecam bezwzględnie zapoznanie się z tematem! O tym jednak kiedy indziej, dziś – słowo o kolejnym bestsellerze wspomnianego autora.
„Święto nieistotności”, bo taki tytuł nosi nowość autorstwa Milana Kundery jest krótką (bo zaledwie 128 stronicową), lekką, momentami zabawną, a chwilami powodującą zawirowanie łezki w oku, pozycją literatury współczesnej. Milan przedstawia nam czwórkę przyjaciół – Ramona, Alaina, Charlesa i Calibana – mieszkających w Paryżu.
Panowie są… dość powiedzieć – intrygujący. Każdy pochłonięty w swoich przemyśleniach nad życiem i jego błahością. Charles jest ciągłym poszukiwaczem aniołów, Alain nieustannie duma nad tajemnicą seksualności – a dokładnie nad umiejscowieniem tej ostatniej w ciele kobiety, zastanawiając się czy epicentrum wyżej wymienionej nie jest przypadkiem pępek płci pięknej? Caliban to zawodowy aktor, zaś Ramon specjalizuje się w walce międzypokoleniowej – spędzając swój czas na potyczkach z reprezentantami młodszych od siebie pokoleń. Nie spodziewajcie się jednak „zwykłych bohaterów”. Pomiędzy kolejnymi stronicami tej przyjemnej lektury spotkamy również Stalina, Immanuela Kanta, Kalinina oraz… anegdotę o kuropatwach. Na kilku stronach dowiemy się także niespodziewanie o historii powstania Kaliningradu.
Polecam wszystkim miłośnikom wyszukanego, a jednocześnie niezwykle lekkiego w odbiorze kunsztu literackiego, charakterystycznego dla stylu Milana Kundery. Jeśli chcemy podczas jednego popołudnia doznać wirtuozerii wszystkich emocji począwszy od śmiechu, aż po łzy, ta pozycja jest do tego idealna. Można dzięki niej, wraz z bohaterami zastanowić się nad filozoficznym sensem istnienia, przemijaniem rzeczywistości oraz… jej błahością, a jednocześnie – całkowicie „przy okazji”, niby mimochodem – poznać świtę Stalina lub posłuchać opowieści o polowaniu. Z czystym sumieniem zachęcam do sięgnięcia po tę małą, niepozorną książeczkę w pomarańczowej oprawie. Okładka dość minimalistyczna jednak w mojej ocenie – idealnie oddająca bardzo dosadnie wnętrze. Warto poświęcić kilka chwil, aby zapoznać się również z innymi pozycjami tego autora. Jeśli chodzi o mnie – to właśnie mój osobisty plan na tegoroczne lato.
wreszcie ktos potrafi pisac z sensem i dystansem o wartosciowej literaturze, brawo! Pozdrowienia dla autorki!;)