Filmy animowane, większości z nas, kojarzą się tylko z bajkami. Przez to z kolei wydają się być nieco infantylne i przeznaczone dla widzów zdecydowanie młodszych kategorii wiekowych. Nic bardziej błędnego. Okazuje się bowiem, iż formuła filmów animowanych doskonale sprawdza się także w przypadku formatów o znacznie „cięższej” fabule skierowanej do widzów dorosłych. Jako że sama jestem jej zdecydowaną fanką, postanowiłam dzisiaj przekonać Was do „wieczoru z animacją”, zwłaszcza w towarzystwie moich faworytów…
01/ „Song of the Sea”, reż. Tomm Moore 2014, 93 min.
To moja inspiracja do powstania niniejszego wpisu. Film nominowany do Oskara w kategorii najlepszego filmu animowanego, otrzymał nagrodę IFTA dla Najlepszego Filmu 2014 roku oraz Satellite dla Najlepszego Filmu Animowanego.
Opis dystrybutora: „Sześcioletnia Saoirse udaje się ze swoim bratem w magiczną podróż, podczas której odkryje, co stało się z jej mamą i jaką wartość ma rodzina.„
Niestety, ten opis kompletnie nie odzwierciedla tego, z jak piękną opowieścią mamy do czynienia. Pierwszy film Moora „Secret of Kells” poznałam przez przypadek, dzięki koleżance ze studiów. Momentalnie zakochałam się w przedstawionym tam świecie i postaciach. Podobna plastyka została zastosowana w Song of the Sea, więc już przed premierą byłam pewna że muszę go zobaczyć. Mamy tutaj pięknie malowane backgroundy niczym akwarele, każdy z milionem szczegółów i z nieco geometryczno- płaskim traktowaniem przestrzeni. Spotykamy tu także urocze postacie, rysowane dość prosto, ale jednak bardzo charakterystyczne. Historia oparta jest na legendzie celtyckiej.
Dlaczego polecam Wam film dedykowany dzieciom? Ponieważ historia w nim zawarta jest uniwersalna. Na pewno nie jest to film z gatunku komedii (animowanych komedii dla dzieci jest mnóstwo i również je uwielbiam)! Tutaj jednak mamy od czynienia z nostalgią, melancholią i bajkową opowieścią, ubraną w naprawdę piękną oprawę. Widać, że zarówno reżyser, jak i scenarzysta, ale także artyści odpowiedzialni za projekty postaci czy backgroundów mięli jednolitą wizję filmu; wszystko tutaj działa na jej korzyść. Film jest poruszający, trochę smutny, a jednocześnie dający mnóstwo nadziei i wprowadzający odrobinę magii i koloru w nasz ponury świat.
02/ „Fire and Ice”, reż Ralph Bakshi, 1983, 81 min.
Teraz coś wyłącznie dla dorosłego odbiorcy – film animowany reżysera pierwszej ekranizacji „Władcy Pierścieni”. Zanim nastała ogólnoświatowa fascynacja filmem Petera Jacksona, którejś niedzieli na kanale telewizji publicznej leciał właśnie „Władca Pierścieni” Bakshiego. Oczywiście musiałam sobie ten film nagrać na kasecie VHS- jego niesamowity i niepokojący klimat oraz zastosowany sposób realizmu animacji postaci zrobił na mnie wtedy kolosalne wrażenie. Był niepokojący oraz mroczny. Ale po „Ogień i lód” sięgnęłam dużo później bo dopiero w zeszłym roku.
Opis dystrybutora: „Nekron, zły Władca Lodu używa magicznych mocy, aby zdobyć Fortecę Ognia, dowodzoną przez dobrego króla Jarola. Nie mogąc pokonać króla w otwartej walce, rozkazuje porwać jego córkę Teegrę. Na jej ratunek wyrusza dzielny wojownik Larn”
Oczywiście mamy do czynienia z filmem fantasy. Jeśli jesteście fanami takich filmów jak Conan, Xena etc. mowa tu o bardzo podobnym klimacie. Mamy tu walkę dobra i zła, przystojnego (powiedzmy) i silnego głównego bohatera oraz biedną (nieco roznegliżowaną) księżniczkę potrzebującą ratunku. Fabuła może i niezbyt odkrywcza, dialogi również nie przegadane- ale film wciąga i przenosi w swój niesamowity świat.
Wszystko rysowane jest niezwykle realistycznie, precyzyjnie i z wielką dbałością o szczegóły. Zarówno backgroundy jak i postacie ludzkie. Przy tym filmie zastosowano animację rotoskopową (czyli w skrócie- przerysowywanie klatek filmowych), dzięki czemu ruch postaci jest tak naturalny. Może i nie jest to rozrywka najwyższych lotów- ale warto zobaczyć ten film choćby właśnie z powodu kunsztu realizmu w nim zawartego. Co prawda część animatorów nie zgadza się że animacja rotoskopowa zasługuje na uznanie i uważają ją za oszustwo, jednak według mnie sam czas spędzony nad przerysowywaniem klatek zasługuje na docenienie.
03/ „Persepolis” reż. Vincent Paronnaud, Marjane Satrapi, 2007, 96 min.
To również film który poleciła mi znajoma ze studiów i zupełnie nie wiedziałam czego się po nim spodziewać. Przede wszystkim- nie miałam wtedy pojęcia jak wyglądał Iran przed rewolucją. Film jest ekranizacją komiksów Marjane Satrapi, a ja nigdy szczególnie wnikliwie się w komiksy nie wczytywałam, wolałam tradycyjne książki.
Opis dystrybutora: „Autentyczne wspomnienia Marjane Satrapi, której dzieciństwo przypadło na okres rewolucji islamskiej w Iranie.”
Film jest dosyć prosty i czuć w nim klimat dwuwymiarowego komiksu. Narracja jest również budowana poprzez użycie kolorów, lub raczej ich braku. Teraźniejszość jest kolorowa, natomiast wszystkie wspomnienia głównej bohaterki, Marjane są czarno- białe. Postacie są rysowane prosto, graficznie- ważniejsza tutaj jest treść opowiadania niż plastyka. Co jednak nie znaczy, że film przez to traci. Wręcz przeciwnie. Animacja jest prosta- ale przez to przekaz jest silniejszy.
Historia Marjane jest trudna, dziewczyna doświadcza rewolucji, rozłąki z najbliższymi, nie może się odnaleźć w nowym, francuskim środowisku, ale również nie może się odnaleźć w Iranie po rewolucji. Po prostu nigdzie nie pasuje- a jednak jej opowieść nie jest patetyczna ani dołująca. Jest smutna, ale jednocześnie ze sporą dozą dystansu i humoru. To również spora lekcja historii.
04/ „Congress” reż. Ari Folman, 2013, 122 min.
Ten film zostawiłam na koniec z dwóch powodów. Po pierwsze jest on jedynie w połowie animowany, jego pierwsza część jest opowieścią fabularną z fantastyczną rolą pierwszoplanową Robin Wright. Drugim powodem jest fakt że sama miałam przyjemność pracować przy części animowanej tego filmu, dlatego moja opinia będzie bardziej subiektywna. Warto również dodać że sporą część sekcji animacji wykonano w Bielsku- Białej w ORANGE Studio Animacji. Film otrzymał Europejską Nagrodę Filmową dla Najlepszego Filmu Animowanego w 2013 roku.
Opis dystrybutora: „Słynna aktorka Robin Wright dostaje propozycję „zeskanowania”, dzięki czemu wszystkie kolejne role będzie grała jej kopia, zachowująca wieczną młodość.”
Film był inspirowany powieścią Stanisława Lema „Kongres futurologiczny”- nie jest to jednak adaptacja książki. Prawda jest taka, że jedyne co łączy film z powieścią Lema są substancje psychoaktywne, które są podawane bezwiednie (mniej lub bardziej) bohaterom, oraz miejsce akcji czyli tytułowy kongres futurologiczny. Jeśli chodzi o plastykę filmu- jest ona realistyczna i nieco bajkowa. W świecie rysunkowym jest pięknie i kolorowo.
Animacja w tym przypadku jest jedynie narzędziem do pokazania alternatywnej rzeczywistości. Mamy tutaj przeskok czasowy o kilkanaście lat podczas których główna bohaterka- Robin się starzeje, natomiast jej skan jest nadal młody i gra w filmach. Dzięki środkom farmakologicznym każdy może się teraz wcielić w każdego- wszelkie granice są zatarte. W filmie przedstawionych jest wiele postaci z popkultury, czy sztuki, filmu. To całkiem przyjemne odnajdywać je w scenach zbiorowych i rozpoznawać. Film jednak nie jest przyjemny. To raczej jeden z tych, które każą przystanąć i się zastanowić w jakim kierunku idziemy. Zakończenie również może być różnie interpretowane. Ale to jedna z zalet filmu reżysera „Walca z Bashirem”, to że po seansie nie da się łatwo zapomnieć o tym co się obejrzało. Wręcz przeciwnie, warto go zobaczyć w grupie ludzi a później podzielić się wrażeniami i podyskutować na jego temat.
Póki co, to właśnie moje cztery kompletnie różne propozycje filmów animowanych przeznaczone głównie dla dorosłych widzów. Jestem ciekawa czy któryś z nich widziałyście zanim przeczytałyście mój wpis? Może same macie coś do polecenia? Czy w ogóle oglądacie filmy animowane? Czekam na Wsze głosy!
Pozdrawiam,
Patrycja Berdys